poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 58 "Nie jestem smutna. Smutek jest specyficzną emocją, dla tych, którym zależy. A mi na nim, ani na jego posranej i niezdecydowanej miłości nie zależy."

Następny dzień
To dość dziwne, jak szybko może zmieniać się humor. Rano budzisz się uśmiechnięty, a później kładziesz się spać smutny. Cała twoja radość i szczęście może zmienić się w ułamku sekundy na strach bądź coś innego. Nie możesz nic z tym zrobić, ale najgorsze jest to, że my sami wpędzamy się w taki stan. Zastraszamy kogoś, lub ranimy ich w inny sposób. Doskonałym przykładem na to jest mój dzisiejszy dzień. Najpierw Austin, później Zack. Dlaczego ja mam takiego pecha. Ten psychopata jest zdolny do wszystkiego. Wiem, że może powinnam zgłosić to na policję, ale boję się, że on się o ty dowie.
Ostatnio odechciewa mi się żyć. Czasami nawet żałuję, że zawsze ktoś mnie uratował przed śmiercią. Może teraz żyłabym w sobie w innym miejscu, w innej rodzinie z dala od moich teraźniejszych problemów. Wiem, że to niedorzeczne, ale ja wierzę w "życie po życiu".  Wiem, że każdy ma swoją wersję tego co dzieje się po śmierci człowieka. Nie wierzę ludziom którzy twierdzą, że nie chcą wiedzieć co jest tam, po drugiej stronie. Na pewnym etapie życia każdy z nas się po cichu, lub głośno się nad tym zastanawia i w duchu ma małą nadzieję,  że w jakiś sposób to odkryje. A tak naprawdę, dowiemy się tego dopiero później. A jeśli nie ma tam nic, nie dowiemy się nigdy.
-Panno Dawson! Nad czym tak pani rozmyśla?-odezwała się moja dość  wredna nauczycielka matematyki-pani Isabella Johnson. Przez ten mój nadmiar filozoficznych myśli zapomniałam, że znajduję się właśnie w sali numer 22 i jest najgorsza lekcja na  świecie z najgorszą nauczycielką w szkole. W głowie szukałam sensownej odpowiedzi dla pani Johnson, lecz niestety nic nie wymyśliłam.
-Co, odebrano pani mowę? Czyli mam wpisać pani jedynkę za lekceważenie poleceń nauczyciela?-zapytała podnosząc brwi do góry.
-To jest nie fair! Większość uczniów olewa panią, ale tylko mi zwraca pani uwagę!
-Nie tym tonem Dawson!
-Bo co? Co mi pani zrobi?!-wrzasnęłam wstając. Ta małpa już miała coś odpowiedzieć, ale na szczęcie zadzwonił dzwonek.
-Allyson zostaniesz po lekcji.-powiedziała już trochę spokojniej.
-Co znowu pani chce?-zapytałam z niechęcią.
-Poprawy twojego zachowania. Dlaczego jesteś taka wredna dla mnie i dla innych nauczycieli?-zapytała lekko się uśmiechając.
-Przepraszam po prostu miałam dzisiaj gorszy dzień.
-Dziwne. Bo według mnie ty zawsze masz gorszy dzień. Co się dzieję?
-Chyba nie muszę się pani zwierzać? Przecież mam od tego przyjaciół. Nie uważa pani?-zapytałam z ironią.
-Ja po prostu chcę ci pomóc.
-Dziękuję za chęci, ale ja nie potrzebuję pomocy. Do widzenia.-powiedziałam wychodząc. Jeszcze tego brakowało, żebym ja musiała zwierzać się jakiejś obcej babie. Co ona sobie kurde myśli?
Po skończonym szkolnym dniu udałam się wraz z Bailey i Trish do domu. Mimo że nie wracałam sama, to bałam się, że Zack w każdej chwili może do mnie podejść. Czułam jakby ktoś nas śledził. Przez to teraz boję się wyjść z domu sama. Chciałabym mieć jakiegoś ochroniarza.
-Ally nad czym tak myślisz? Cały czas jesteś nieobecna. Gadamy do ciebie, a ty nic. Zakochałaś się czy co? A może znowu myślisz o Austinie?- zapytała Bailey.
-Co? Nie. Po prostu pewna sprawa nie daje mi spokoju.-powiedziałam cicho, unikając wzroku przyjaciółek.
-A co to za sprawa?-zapytały.
-A taka jedna, nieważna.
-Dlaczego nam nie powiesz?-zapytała Bailey.
-A czy ty mówisz nam wszystko?! Chyba mogę mieć jakieś tajemnice, bo ty też masz. Ile razy ja z Trish pytałyśmy się o twoje życie miłosne? Ty za każdym razem zmieniałaś temat.-powiedziałam już trochę podenerwowana. Bailey słysząc moje słowa trochę posmutniała.
-Ally, nie mówiłam wam o tym, bo może za każdym razem kiedy do tego wracałam chciało mi się płakać? Ty nie wiesz jak to wspomnienie bardzo boli. Ale skoro tak naciskasz, to ci powiem. Dwa lata temu, kiedy miałam 14 lat pojechałam na wakacje do Los Angeles. Tam spotkałam chłopaka, blondyna o niebieskich oczach. To był mój ideał. Rezem spędziliśmy tam niecałe 2 miesiące. Wszystko wydawało się piękne, aż do pewnej nocy, kiedy to siedzieliśmy na plaży przy ognisku. Była piękna atmosfera. On śpiewał i grał na gitarze, a ja z miłością wpatrywałam się w jego błękitne oczy. W pewnym momencie powiedział, że musi iść się załatwić, a ja nic nie świadoma tego co zaraz się stanie, zostałam przy ognisku. Wpatrywałam się w ogień, aż poczułam czyjeś wielkie łapska na mojej twarzy. To był jakiś 30 letni facet. Zaciągnął mnie w jakieś wilgotne miejsce i...-tu Bailey urwała. Z każdym kolejnym słowem coraz ciężej oddychała. Z jej oczu lał się potok łez, a mnie dręczyło sumienie. To przeze mnie ona rozdrapuje swoje stare blizny.
-Bailey jak chcesz, to nie musisz mówić dalej.-powiedziałam załamana, ale ona zignorowała moje słowa i kontynuowała.
-...i zgwałcił mnie. Gdy skończył zostawił mnie tam samą. Leżałam tam przez całą noc. Dopiero rano udało mi się wrócić do domu. Cały czas od tamtego czasu bolał mnie brzuch i wymiotowałam. Moja mama wiedziała o tym co mi się stało, lecz nie zawiadomiła policji, bo wiedziała, że oni tylko pogorszą sprawę. Ona sama została kiedyś zgwałcona, dowodem na to jestem ja. Postanowiłam zrobić test ciążowy i on wyszedł pozytywnie. Powiedziałam o tym mojemu chłopakowi, a on wyzwał mnie od dziwek i mnie zostawił.
-A co z ciążą? Przecież byłaś w ciąży?-zapytała Patricia.
-No waśnie. Byłam. Tydzień po tym jak mój blondyn ze mną zerwał, przewróciłam się na śliskich schodach. Rozbiłam przy tym głowę i trafiłam do szpitala. Tam dowiedziałam się, że poroniłam.-powiedziała i rozpłakała się na dobre.
-Jejku Bailey, kochanie, ja cię tak bardzo przepraszam. Nie wiedziałam, że to taka drastyczna sprawa. Nie powinnam była pytać. -powiedziałam przytulając się do niej.
-Nie. Ja ci teraz muszę podziękować, bo dzięki tobie już to mnie tak bardzo nie boli, bo mogłam się otworzyć i nie trzymać tego więcej w sobie.-powiedziała ocierając swoje łzy.
-A co z tym chłopakiem?-zapytała Trish.
-Zniknął. Dosłownie rozpłyną się w powietrzu. Wyjechał i już nigdy nie wrócił. Nie spotkałam go do teraz i już chyba nigdy nie spotkam. Ale to w sumie dobrze, bo dowiedziałam się o tym jaki on naprawdę jest.
-To świnia z niego. Jak można porzucić tak wspaniałą dziewczynę? Pewnie żałuje tego do teraz.-powiedziałam nie wypuszczając szatynki z moich objęć.
-No to Ally, teraz twoja kolej. Co to za sprawa?-powiedziała po chwili. "Shit! Teraz na pewno będę musiała im powiedzieć"-pomyślałam i skierowałam mój słodki uśmieszek w stronę przyjaciółek.
-Ten twój uśmieszek na nas nie działa. My nie jesteśmy Austinem.-powiedziała Trish, a ja popatrzyłam na nią jak "spod byka". 
-Zakochałam się.-powiedziałam pierwsze co mi przyszło na myśl, a oczy moich psiapsiółek przypominały 10x powiększoną literę "O".
-W kim?!-wrzasnęły zaskoczone.
-Em...ee... w...Leonie!-powiedziałam widząc podchodzącego do nas Leosia.
-Co ja?-zapytał.
-A nic gadałyśmy jak to my cię bardzo lubimy.-powiedziała Bailey patrząc na mnie.
-Dobraaa, załóżmy, że wam wierzę. Ally pójdziesz ze mną na lody?-zapytał, a dziewczyny zrobiły bezgłośne "uuuu".
-Em...jasne, czemu nie? Tylko pójdę odnieś plecak. Ok?
-Ok. Odprowadzę cię i daj, poniosę ci plecak.- powiedział zdejmując mój tornister. Z niego to po prostu dżentelmen pierwsza klasa! Widziałam szczery uśmiech w oczach przyjaciółek. Oj gdyby one wiedziały jaka jest prawda...pewnie by mnie zatłukły za okłamywanie.
Tak jak powiedziałam Leosiowi zaraz po odniesieniu plecaka poszłam z nim na lody. Przez całą drogę śmialiśmy się, dogadywaliśmy sobie i popychaliśmy się. Przechodnie patrzyli na nas tak jakbyśmy mieli trzecią rękę wyrastającą z głowy, ale my nie zwracaliśmy na nich uwagi. Po zakupieniu lodów była jeszcze większa zabawa. Paćkaliśmy się swoimi lodami jak dzieci specjalnej troski.
-Ally! Jak ty jesz tego loda? Cała się upaćkałaś!-powiedział wskazując miejsce zabrudzenia.
-A ty nie jesteś wcale lepszy.-powiedziałam próbując znaleźć truskawkowo-miętowe ślady, ale jak na złość nie umiałam w nie trafić.
-Oj pokaż to ty ciamajdo.-powiedział z politowaniem i wytarł jogurt znajdujący się na mojej twarzy, patrząc mi przy tym w oczy. W pewnym momencie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Znajdowaliśmy się w tak zwanej "zakazanej strefie dla przyjaciół". Już miało dojść do pocałunku, ale na szczęcie opamiętałam się w porę.
-Sorry, ale ja nie mogę. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. A poza tym niedawno zerwałam z chłopakiem.
-Nie, to ja przepraszam. Poniosło mnie.-powiedział spuszczając wzrok na podłogę. Nastała bardzo niezręczna chwila. Trwała ona dosłownie sekundę, bo ja, genialna Allyson Dawson wpadłam na wyśmienity pomysł.
-Leon, kto pierwszy dotknie tego drzewa co stoi obok fontanny?-zapytałam uciekając.
-Na pewno nie ty!-odkrzyknął i zaczął mnie gonić. Muszę przyznać, że ostatnio wyszłam z formy, bo Leoś prawie mnie dogonił, albo to on w końcu poprawił swoją mierną kondycję.
-No stary, chyba przez te lata spędzone w Argentynie, nauczyłeś się biegać.-powiedziałam klepiąc go po ramieniu, a on uśmiechnął się szczerze.
-Idziemy na plaże? Dawno nie byłem na Miami Beatch.
-Ok. W sumie, to ja też tam dawno nie byłam.-powiedziałam łapiąc go za rękę i prowadząc w stronę plaży. Już po parunastu minutach znaleźliśmy się na bardzo zaludnionej plaży. Spacerowaliśmy po brzegu rozmawiając o przeróżnych rzeczach. Śmialiśmy się wniebogłosy i co chwile chlapaliśmy się wodą. Słońce grzało niesamowicie, a ja miałam ochotę się rozebrać i wskoczyć do wody.
-Ale mi się chce pić. Idziemy się czegoś napić?-zapytał Leo.
-Jasne, chodź.-powiedziałam zadowolona. Gdy doszliśmy do budki, to już nie byłam taka zadowolona bo stała tam Viola z Austinem. Gdy mnie tylko zobaczyła, to od razu wpiła się w usta blondyna, a on to odwzajemnił. Poczułam się wtedy zdradzona, chociaż sama nie wiem dlaczego. Leon spojrzał na mnie przestraszony, bo wbiłam pazury w jego ramię.
-Ally, uspokój się proszę, bo zaraz zostanę bez ramienia.-powiedział, a ja się opamiętałam.
-Sorki, ale ja nie wytrzymam. Trzymaj mnie lepiej, bo zaraz podrapie jej tą śliczną buźkę.-krzyknęłam gotowa do ataku.
-Może jednak zrezygnujemy z tego picia.-powiedział kierując mnie w stronę wyjścia z plaży.
Szliśmy w milczeniu. Już nie było nam tak wesoło ja przedtem. Dlaczego nie mogę przejść obok Austina obojętnie? Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć, tak ja o moich pozostałych byłych? Niektórzy mówią, że nie można uleczyć się z miłości która przyszła nagle i, że ona pozostaje na wieki. Czyżby to była ta miłość? Nie. Na pewno nie. Po tym co mi powiedział nie widzę już dla nas przyszłości.
-Jesteś smutna?-spytał po chwili Leon.
-Nie.
-Przecież widzę.
-Nie jestem smutna. Smutek jest specyficzną emocją, dla tych, którym zależy. A mi na nim, ani na jego posranej i niezdecydowanej miłości nie zależy.-powiedziałam ozięble.
-Czyli z Austinem skończyłaś już na 100%?
-Tak.
-To dobrze.
-Dlaczego?
-Bo to mi na tobie zależy, a nie jemu.-powiedział, po czym nastała chwila ciszy.
-Leon ja...
-Wiem. Jesteś tylko moją przyjaciółką, ale wierzę, że to się kiedyś zmieni, a teraz nie będę na ciebie naciskał. Sama zdecydujesz z kim chcesz być.-powiedział.
-Dziękuję ci, że zawsze mnie wspierasz, ale ja jeszcze nie jestem gotowa na nowy związek.-powiedziałam gdy doszliśmy pod mój dom.
-Czyli nie przekreślasz możliwości bycia ze mną?-zapytał z nadzieją.
-No...nie. Pamiętaj, że to ty będziesz osobą z którą będę chciała być jak już unormuję moje dziwne uczucie związane z Moonem. Będę chciała być tylko z tobą, bo do niego nie mam już zaufania. Pa.-powiedziałam całując go w policzek i weszłam do domu. Wiem, że może źle zrobiłam dając mu nadzieję nie będąc w 100% pewna tego co mówię, ale ja po prostu nie chciałam mu złamać serca, bo serce ma tylko jedno.
 
Narrator
 
Załamana Ally siedziała właśnie w swoim pokoju wraz ze swoją przyjaciółką i odpowiadała jej na wszystkie męczące i dziwne pytania dotyczące jej dzisiejszego spotkania, a tymczasem pewien brunet o ciemnych oczach rozmawiał przez telefon ze swoją najlepszą przyjaciółką.
-Tak. W końcu połknęła haczyk. Mogę ci przysiąc, że za parę dni będziemy parą.
-Jesteś tego pewien?
-Tak. Dzisiaj się go wyrzekła. Nasz plan dotyczący rozwalenia szczęśliwej parki zaczyna się rozwijać droga koleżanko.
-To dobrze. Jesteś najlepszy.
_______________________________________________________________________________
Cześć misiaczki!
Jeszcze nigdy nie namęczyłam się tak pisząc rozdział, a to dlatego, że piszę z telefonu, bo od wczoraj jestem na Malediwach i raczej nie wypada spędzać całego dnia w domku ze szklaną podłogą i to jeszcze na laptopie :D
Dzisiaj wpadłam na wspaniałego bloga, o całkowicie oryginalnej fabule. Serdecznie zachęcam do zajrzenia na niego, bo blog jak i autorka zasługują na to.
 
 
 
Natka =3


5 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Zaciekawiłaś mnie końcówką.
    Chyba był to Leon, ale z gim to nwm.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Blagam nie pisz takich długich wstepow typu to dosc dziwne jak szybko.....albo czy wiecie......to straszne meczące to czytac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem te wstępy są świetne i ubarwiają opowiadanie, które MUSI mieć wstęp.

      Usuń
  3. Zawiodłam się Leonie.Myślałam że to porządny chłopak

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!! Bardzo zaciekawiłaś mnie tą końcówką!! To napewno był Leon ale z kim rozmawiał to nienwiem może z Violettą!! Czekam niecierpliwie na nexta!!

    OdpowiedzUsuń

Cenię sobie porządną krytykę, bo pozwala mi ona dostrzec, co zmienić.
Ale jeśli masz zamiar hejtować, zrezygnuj, ponieważ tylko stracisz czas. Hejty i wszystkich hejterów mam głęboko w d***e.

"Zawsze byli i zawsze będą tacy, którzy nienawidzą." -T.G.