sobota, 22 marca 2014

Rozdział 51 „Ona powoli umiera w wielkim cierpieniu z myślą, że już nigdy nie zobaczy swoich bliskich. Zrozumiała, że straciła ich na zawsze, zrozumiała, że dalsza walka o życie nie ma szans.”


Z perspektywy narratora

Jest 20 października - niby zwykły dzień, a jednak tak wiele znaczy dla niektórych ludzi, którzy teraz przeżywają ostatni dzień swojego życia. Do tych ludzi zalicza się też Allyson Dawson - szesnastoletnia dziewczyna, która tydzień temu została ofiarą nieszczęśliwego wypadku. Leżała ona teraz w jednym z najlepszych szpitali w Miami. W prawdzie mówiąc ona jeszcze nie umarła, lecz lekarze nie dają jej żadnych szans. Biedna dziewczyna daje z siebie wszystko, ale powoli brakuje jej już sił. Powoli umiera w wielkim cierpieniu z myślą, że już nigdy nie zobaczy swoich bliskich. Zrozumiała, że straciła ich na zawsze, zrozumiała, że dalsza walka o życie nie ma szans.

Z perspektywy Ally

Wiem już, że nie dam rady zwyciężyć tej walki, to już mnie przerosło. Może teraz nadszedł najwyższy czas żeby się poddać? Pewnie tak. Lekarze już wiedzą, że ja nie przeżyję. Dzisiaj rano poinformowali już moją rodzinę, o marnych szansach na moje przeżycie. Tak bardzo chciałam teraz wstać z tego łóżka i wszystkich ich uściskać, lecz nie mogę, bo nawet powieki są za ciężkie żeby je podnieść. W pewnej chwili te przeklęte drgawki znowu ogarnęły moje ciało, z nosa zaczęła sączyć mi się krew, a w sali rozległ się głośny pisk maszyn. Lekarze momentalnie wparowali do pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowałam i zaczęli reanimację. Niestety nie udało im się mnie uratować, krótko mówiąc umarłam. Nagle przeniosłam się do jakieś białej otchłani, świeciło tam rażące światło. Po krótkiej chwili dostrzegłam obok siebie dwie postacie, byli to moi tragicznie zmarli dziadkowie.

-Babcia i dziadek ? – zapytałam niedowierzając, oni tylko uśmiechnęli się do mnie i twierdząco pokiwali głowami.

-Co wy tu robicie ? I gdzie my w ogóle jesteśmy ?

-Jesteśmy w niebie kochanie. – odpowiedziała ciepło babcia.

-Ale jak to ? Tak od razu przeniosłam się do nieba ?

-Tak. A co, nie chcesz tu być ? Jeśli nie, to jeszcze dzisiaj możesz wrócić na Ziemię. Tacy ludzie jak ty dostają drugą szansę.

-Nie. Ja tu wolę zostać. Tam na dole tylko cierpię.

-Kochanie, cierpisz tylko z własnej winy. Trzeba w życiu trochę pocierpieć żeby potem muc doznać szczęście, życie bez cierpienia nie byłoby życiem.

-Wiem, ale tam na dole nikt mnie już nie chce, szybko o mnie zapomną

-Ally co ty wygadujesz? Popatrz tylko co się z nimi dzieje, wylewają morze łez, a to tylko dlatego, że ty się poddałaś. Spójrz tylko na Austina. Widać, że biedny chłopak teraz bardzo cierpi. Krążą mu pewnie po głowie samobójcze myśli. Oszczędź mu życie i wróć na Ziemię.

-No, ale tu mam was.

-Ally, spotkamy się jeszcze. Kiedyś tu wrócisz, ale to wtedy kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas. Proszę wróć na Ziemię i nie martw się tym, że nie będziemy razem spędzać czasu, bo to nie prawda. My cały czas jesteśmy obok ciebie, mimo że ty nas nie widzisz.

-Ale nawet jak tam wrócę, to nie będę umiała poruszyć nawet palcem. Co mam zrobić żeby mi się to udało ?

-Wystarczy tylko bardzo chcieć, musisz tego chcieć całą sobą.

-Ale mi się to i tak nie uda.

-A właśnie, ze ci się uda, jesteś młodą i śliną dziewczyną, całe życie przed tobą i nie mów mi, że nie chcesz żyć, bo teraz masz trudny okres w  życiu, na pewno je sobie jeszcze ułożysz. To jak będzie ? Wrócisz?

-Tak.- odpowiedziałam po chwili namysłu i momentalnie przeniosłam się do szpitala. Zebrałam w sobie całą siłę jaką miałam i próbowałam otworzyć przynajmniej jedno oko. Gdy już myślałam, że nie dam rady, to moje oczy nagle się otworzyły. Zobaczyłam biały pokój i całą moją rodzinę wraz z przyjaciółmi. Zauważyłam ich zdziwione i zapłakane miny, więc spróbowałam się uśmiechnąć, lecz wyszedł z tego tylko jakiś marny grymas.

-Co się tak gapicie? –zapytałam zachrypniętym głosem.

-Ally, ty żyjesz!- krzyknęli wszyscy, po czym się we mnie wtulili.

-No już bo mnie udusicie. A tak właściwie to co ja robię w szpitalu?-

-Potrąciło cię auto, sprawcy uciekli, ale policja ich szuka.

-Aha, a długo już tu jestem?

-Tydzień – odpowiedziała mama.

-Przepraszam was, że znowu musieliście przyjechać do szpitala z mojego powodu.

--Ally dla nas to żaden problem i przecież ten wypadek nie jest z twojej winy, ty tego wypadku nie spowodowałaś. – powiedziała Emma i w tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka.

-Proszę już wyjść, ponieważ chciałabym przewieźć panienkę Ally do kostnicy.-powiedziała pielęgniarka, a gdy mówiła ostatnie słowa to spojrzała na mnie. Zrobiła zaszokowaną minę, otworzyła usta, pisnęła, a potem zemdlała. Mama szybko pobiegła po lekarza, a ten jak wszedł do sali to również był zaskoczony moim widokiem.

-Panienka Ally? – zapytał, na co ja pokiwałam twierdząco głową.

-To panienka żyje ?

-A co nie cieszy się pan, że pacjentka panu nie umarła ?

-Cieszę się, tylko nie wiem jak to możliwe, bo przecież pani serce przestało bić.

-No, ale znowu bije. To jest chyba najważniejsze ?

-Tak, oczywiście, ale teraz to ja muszę pani zrobić masę badań.

-A co z pielęgniarką ? –zapytałam.

-Nią zajmie się inny lekarz, a teraz prosiłbym państwa o opuszczenie sali, bo chciałbym teraz zrobić mojej pacjentce badania – powiedział, a po 5 minutach w sali zostałam tylko ja i lekarz. Dowiedziałam się, że mam połamane pare kości, czyli jakieś dwa tygodnie będę musiała chodzić w gipsie. Ze szpitala wyjdę dopiero za jakiś tydzień, no po prostu super, o niczym innym nie marzyłam. Jestem ciekawa kto mnie potrącił i dlaczego, przecież ja nikomu nic nie zrobiłam. A może jednak zrobiłam, a sama nie wiedziałam, że robię coś złego ? Ale to i tak nie jest powód do tego żeby kogoś zabić. Z tego co wiem to najbardziej martwił się o mnie Austin. Ja tak bardzo go kocham, ta miłość którą go darze musi być prawdziwa, bo gdyby ni była, to już dawno bym o nim zapomniała. Zawsze gdy jestem blisko niego to czuję jakby tysiące motyli chciało rozerwać mój brzuch. Moje rozmyślenia przerwała pielęgniarka która mówiła coś do mnie od 5 minut.

-Halo ? Pani Ally ?

-Przepraszam zamyśliłam się. Co pani chciała mi powiedzieć ?

-Przyszedł do pani pewien chłopak, który twierdzi, że jest pani jego dobrą przyjaciółką. Mam go tu wpuścić ? –zapytała, a ja miałam wielką nadzieję, że tym chłopakiem jest Austin.

-Tak.-odpowiedziałam, ale niestety znowu doświadczyłam tego, że nadzieja jest matką głupich, ponieważ w drzwiach zamiast Austina stanął…

niedziela, 2 marca 2014

Ważna wiadomość

Na samym początku chcę Wam podziękować za te Wasze komentarze ! Nawet nie wiecie jaki one wywołały uśmiech na mojej twarzy ! To one właśnie pomogły mi podjąć ostateczną decyzję. Po długich przemyśleniach postanowiłam... dalej prowadzić tego bloga. Wiem, że nie będzie łatwo bo moje pomysły powoli się kończą no, ale spróbuję podjąć to wyzwanie, bo przecież do odważnych świat należy. Kto wie może kiedyś uda mi się dobić do 100 rozdziałów ? Ale w to wątpię, bo nie wiem czy mam tyle siły żeby dociągnąć tą historię do końca, ale z Waszą pomocą dam radę. Jeśli chcecie żebym dalej prowadziła tego bloga to proszę żebyście byli ze mną cały czas, żebyście mnie nigdy nie opuścili. Najbardziej motywują mnie Wasze komentarze, więc jeśli na prawdę zależy Wam na moim blogu i macie czas to po prostu komentujcie :D A co do drugiego sezonu tej historii to już mam w głowie szkic początkowych rozdziałów. Wczoraj przyszła do mnie wena i być może uda mi się coś dziś naskrobać, ale next i tak pojawi się prawdopodobnie w sobotę lub troszkę później. Może jeszcze dzisiaj uda mi się wstawić nowych bohaterów.
No to do napisania <3
Natka =3

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 50 „Całe jej życie jest teraz w rękach lekarzy, lekarzy którzy są tylko ludźmi którym też zdarzają się błędy, którzy nie mają takiej mocy żeby uzdrowić każdego człowieka.”


Czy czuliście się kiedyś tak jakbyście byli największą ofiarą losu na całym świecie ? Czy czuliście się kiedyś jak jakiś podrzutek zupełnie nie podobny do reszty ? Ja się tak właśnie czuje. Każda normalna dziewczyna postąpiła by inaczej, a ja oczywiście musiałam uciec. W sumie to nie wiem dlaczego z tam tond uciekłam. Może to przez strach, może to przez zaskoczenie, a może to po prostu przez to, że jestem zwykłym tchórzem ? Tak, tchórz to doskonałe określenie opisujące moją osobę. Uciekłam, a przecież sama chciałam wyznać mu to samo. Jednak spędzę resztę życia sama i to wszystko tylko i włącznie przez moją głupotę. Dlaczego po prostu nie rzuciłam mu się w ramiona i nie zgodziłam się na chodzenie z nim ? Nie wiem, na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Nagle z niewiadomych przyczyn moje ciało ogarnął przeszywający ból. Poczułam mocne uderzenie, a później upadłam i uderzyłam o coś głową, potem widziałam już tylko ciemność.
Z perspektywy Austina

Gdy wyznałem Ally moje uczucia, ta po prostu uciekła. Nawet nie wyobrażacie sobie jak się wtedy czułem, poczułem wielkie upokorzenie, ale nie mogę o to obwiniać Ally, bo to tylko i wyłącznie moja wina, dobrze wiedziałem, że to jeszcze za wcześnie żeby wyznać jej moje uczucia. W pierwszej chwili chciałem pobiec za szatynką, ale coś mnie powstrzymało, jakiś głos w mojej głowie mówił mi, że ona chciałaby teraz zostać sama. W pewnej chwili odruchowo spojrzałem na ulicę po czym zauważyłem tam coś dziwnego. Wszystkie auta jechały podejrzanie powoli, zaciekawiło mnie to ponieważ, zawsze gdy auta jadą powoli to jest to znak, że chwilę wcześniej miał miejsce jakiś wypadek. Pędem ruszyłem przed siebie i gdy dotarłem na miejsce zauważyłem ambulans, wóz policyjny i pełno gapiów dookoła. Na ziemi było pełno krwi, byłą ona pewnie od ofiary tego wypadku. Na ziemi klęczeli też ratownicy którzy reanimowali jakiegoś człowieka. Z racji tego, że nie wiedziałem co tu się wcześniej zdarzyło podszedłem do jakieś starszej kobiety i grzecznie zapytałem.
-Dzień dobry. Czy mogłaby mi pani powiedzieć co tutaj się stało ?
-Stało się nieszczęście, oj wielkie nieszczęście. Jakiś dwóch pijanych chłopaków potrąciło taką śliczną, młodziutką dziewczynę, na oko miła około 16 lat. Szła sobie, a raczej biegła chodnikiem aż tu nagle jakieś wielkie czarne auto wjeżdża na chodnik i ją potrąca. Ci wariaci od razu uciekli, nawet nie pomogli tej biednej dziewczynie!-powiedziała, a moje oczy się zaszkliły, bo to przecież mogła być moja Ally ! Moje podejrzenia potwierdzili lekarze, którzy wkładali teraz dziewczynę na noszach do karetki. Miała rozbitą głowę, a z ust i nosa sączyła się krew. Ten widok był dla mnie gorszy niż największe tortury, każdy na moim miejscu popłakałby się widząc swoją ukochaną tak poturbowaną. Z moich oczu lał się potok łez gdy nagle, poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu, była to ręka tej staruszki z którą przed chwilą rozmawiałem.
-Coś się stało, że pan tak nagle zaczął płakać ? Pewnie zrobiło się panu szkoda tej dziewczyny ? –powiedziała, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałem.
-Przepraszam jeśli powiedziałam coś niestosownego. –dodała po chwili.
-Niech pani nie przeprasza, ja tylko płaczę dlatego, że ta dziewczyna to… to…- nie mogłem znaleźć poprawnego określenia.
-To pańska dziewczyna ? – zapytała z współczuciem wymalowanym na twarzy.
-No tak jakby.-odpowiedziałem i zakryłem swoją twarz dłońmi.
-Czy ktoś z państwa może zna tą dziewczynę lub wie jak się ona nazywa i gdzie mieszka ? –zapytał policjant.
-Ja ją znam. Co panu o niej powiedzieć ?- zapytałem.
-Wystarczy, że powiesz jak się nazywa, gdzie mieszka i ile ma lat. –zwrócił się do mnie.
-Nazywa się Allyson Dawson, ma 16 lat i mieszka na ulicy Collins Avenue numer domu to 67.-powiedziałem po czym policjant podziękował mi i odszedł. Ambulans z ranną szatynką odjechał, a ja momentalnie ruszyłem za nią. Wszedłem do szpitala i podszedłem do pierwszej, lepszej pielęgniarki, aby spytać się gdzie znajduje się teraz moja „przyjaciółka”, ta pokierowała mnie pod salę numer 206, jednak nie pozwoliła mi do niej wejść ponieważ, trwa tam teraz operacja. Usiadłem więc na jednym z krzeseł w poczekalni i czekałem, bo tylko tyle mogłem teraz zrobić. Po jakiś 20 minutach dołączyli do mnie nasi przyjaciele i rodzina Ally. Wszyscy byli bardzo zrozpaczeni tym co przydarzyło się szatynce, lecz ja cierpiałem najbardziej. Już nawet przestałem myśleć o tym, że Ally nie zgodziła się do mnie wrócić, bo teraz liczyła się tylko ona. Zastanawiało mnie to kto chciał zabić moją Allyś. Kto jest taki głupi i bez serca ? Po godzinie czekania z sali wyjechali lekarze wraz z nieprzytomną i zarazem bladą jak ściana szatynką. Serce krało się na sam ten widok. Prędko podbiegliśmy do jakiegoś lekarza.
-Co z nią? Gdzie ją wieziecie ? –zadawaliśmy pytania jeden przez drugiego.
-Wieziemy ją na OIOM, a co do stanu jej zdrowia to nie możemy na razie nic zdradzić, ponieważ sami jeszcze nie jesteśmy pewni co i jak.-to wszystko co usłyszeliśmy. W duchu modliliśmy się  żeby nic się jej nie stało, całe jej życie jest teraz w rękach lekarzy, lekarzy którzy są tylko ludźmi którym też zdarzają się błędy, którzy nie mają takiej mocy żeby uzdrowić każdego człowieka. No, ale trzeba mieć nadzieję, bo przecież to ona umiera ostatnia. Ona musi przeżyć, bo jak nie to ja pójdę w jej ślady. Ta cała sytuacja ma miejsce przeze mnie, gdybym jej wtedy nie powiedział co czuję to Ally byłaby pewnie teraz zdrowa. Po jakieś następnej godzinie podszedł do nas lekarz.
-Czy jesteście państwo rodziną pani Allyson Dawson ?
-Tak ja jestem jej matką.-podniosła się z krzesła pani Dawson.
-No to mam dla pani dobrą i złą wiadomość. Od której zacząć ?
-Od tej dobrej. –odpowiedzieliśmy wszyscy.
-Dobrze. Udało nam się utrzymać panią Allson przy życiu jednak, zapadła ona w głęboką śpiączkę i nie wiadomo czy kiedykolwiek się obudzi. Na domiar złego ma połamane parę żeber, złamaną lewą nogę, wstrząs mózgu i straciła bardzo dużo krwi dlatego też potrzebny nam jest jakiś dawca. Czy ma ktoś z państwa grupę krwi 0 RH+ ?
-Tak ja mam! –powiedziałem zeskakując z krzesła jak oparzony.
-No to zaraz podejdzie tu do pana pielęgniarka, która zaprowadzi pana do odpowiedniego gabinetu i która przeprowadzi panu ten „zabieg”. –powiedział i odszedł. Po niecałych 5 minutach przyszła pielęgniarka, która zaprowadziła mnie do jakiegoś białego pomieszczenia po czym wbiła mi igłę w żyłę. Pobrała mi tyle krwi ile potrzebowała i wyszła z pomieszczenia, ja zrobiłem to samo.  Siedzieliśmy w  szpitalu do późna, lecz niestety nikt nie chciał nas wpuścić do pokoju, w którym aktualnie znajdowała się Ally. O 22.00 z wielką niechęcią i z wielką pomocą lekarzy opuściliśmy szpital.

Z perspektywy Ally

Gdy się obudziłam czułam się jakoś dziwnie, w ogóle nie czułam moich rąk ani nóg. Po chwili spostrzegłam też, ze nie znajduję się w moim pokoju tylko w jakimś białym pomieszczeniu. Ubrana byłam w szpitalną pidżamę i siedziałam nad jakąś bladą dziewczyną podpiętą do jakiś kabelków i maszyn. Była nieprzytomna, w ogóle nie reagowała na mój głos i dotyk. Bardzo mi kogoś przypominała tylko nie wiem kogo. Spojrzałam w lustro i ujrzałam tam tą dziewczynę, która leżała teraz na łóżku. Tylko jak to możliwe ? Czyżbym tą dziewczyną byłą ja ? Ale co ja tu robię skoro leżę na tym łóżku ? Nagle moje ciało zaczęło się gwałtownie trząść, a w sali rozległ się głośny pisk wszystkich maszyn. Na jednej z nich widniała długa biała kreska. Czy to oznacza, że właśnie umarłam ?
___________________________________________________
 
Elo i jak podoba się rozdział ? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji ? Jeśli chcecie możecie mnie za to zabić :D A co do next'a to nadal nie wiem czy się pojawi, bo to wszystko zależy od Was. Ja z miłą chęcią poprowadziłabym jeszcze tego bloga tylko nie wiem czy Wy będziecie go czytać tak, więc w komentarzu napiszcie mi czy chcecie żebym dalej go prowadziła, a jutro wstawię notkę z informacją czy będę go dalej prowadzić czy też nie. A teraz spadam i żegnam Was. <3
Natka =3