Z perspektywy narratora
Jest 20 października - niby
zwykły dzień, a jednak tak wiele znaczy dla niektórych ludzi, którzy teraz
przeżywają ostatni dzień swojego życia. Do tych ludzi zalicza się też Allyson
Dawson - szesnastoletnia dziewczyna, która tydzień temu została ofiarą
nieszczęśliwego wypadku. Leżała ona teraz w jednym z najlepszych szpitali w
Miami. W prawdzie mówiąc ona jeszcze nie umarła, lecz lekarze nie dają jej
żadnych szans. Biedna dziewczyna daje z siebie wszystko, ale powoli brakuje jej
już sił. Powoli umiera w wielkim cierpieniu z myślą, że już nigdy nie zobaczy
swoich bliskich. Zrozumiała, że straciła ich na zawsze, zrozumiała, że dalsza
walka o życie nie ma szans.
Z perspektywy Ally
Wiem już, że nie dam rady
zwyciężyć tej walki, to już mnie przerosło. Może teraz nadszedł najwyższy czas
żeby się poddać? Pewnie tak. Lekarze już wiedzą, że ja nie przeżyję. Dzisiaj
rano poinformowali już moją rodzinę, o marnych szansach na moje przeżycie. Tak
bardzo chciałam teraz wstać z tego łóżka i wszystkich ich uściskać, lecz nie
mogę, bo nawet powieki są za ciężkie żeby je podnieść. W pewnej chwili te
przeklęte drgawki znowu ogarnęły moje ciało, z nosa zaczęła sączyć mi się krew,
a w sali rozległ się głośny pisk maszyn. Lekarze momentalnie wparowali do
pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowałam i zaczęli reanimację.
Niestety nie udało im się mnie uratować, krótko mówiąc umarłam. Nagle
przeniosłam się do jakieś białej otchłani, świeciło tam rażące światło. Po
krótkiej chwili dostrzegłam obok siebie dwie postacie, byli to moi tragicznie
zmarli dziadkowie.
-Babcia i dziadek ? – zapytałam
niedowierzając, oni tylko uśmiechnęli się do mnie i twierdząco pokiwali
głowami.
-Co wy tu robicie ? I gdzie my w
ogóle jesteśmy ?
-Jesteśmy w niebie kochanie. –
odpowiedziała ciepło babcia.
-Ale jak to ? Tak od razu
przeniosłam się do nieba ?
-Tak. A co, nie chcesz tu być ?
Jeśli nie, to jeszcze dzisiaj możesz wrócić na Ziemię. Tacy ludzie jak ty
dostają drugą szansę.
-Nie. Ja tu wolę zostać. Tam na
dole tylko cierpię.
-Kochanie, cierpisz tylko z
własnej winy. Trzeba w życiu trochę pocierpieć żeby potem muc doznać szczęście,
życie bez cierpienia nie byłoby życiem.
-Wiem, ale tam na dole nikt mnie
już nie chce, szybko o mnie zapomną
-Ally co ty wygadujesz? Popatrz
tylko co się z nimi dzieje, wylewają morze łez, a to tylko dlatego, że ty się
poddałaś. Spójrz tylko na Austina. Widać, że biedny chłopak teraz bardzo
cierpi. Krążą mu pewnie po głowie samobójcze myśli. Oszczędź mu życie i wróć na
Ziemię.
-No, ale tu mam was.
-Ally, spotkamy się jeszcze.
Kiedyś tu wrócisz, ale to wtedy kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas. Proszę
wróć na Ziemię i nie martw się tym, że nie będziemy razem spędzać czasu, bo to
nie prawda. My cały czas jesteśmy obok ciebie, mimo że ty nas nie widzisz.
-Ale nawet jak tam wrócę, to nie
będę umiała poruszyć nawet palcem. Co mam zrobić żeby mi się to udało ?
-Wystarczy tylko bardzo chcieć,
musisz tego chcieć całą sobą.
-Ale mi się to i tak nie uda.
-A właśnie, ze ci się uda, jesteś
młodą i śliną dziewczyną, całe życie przed tobą i nie mów mi, że nie chcesz
żyć, bo teraz masz trudny okres w życiu,
na pewno je sobie jeszcze ułożysz. To jak będzie ? Wrócisz?
-Tak.- odpowiedziałam po chwili
namysłu i momentalnie przeniosłam się do szpitala. Zebrałam w sobie całą siłę
jaką miałam i próbowałam otworzyć przynajmniej jedno oko. Gdy już myślałam, że
nie dam rady, to moje oczy nagle się otworzyły. Zobaczyłam biały pokój i całą
moją rodzinę wraz z przyjaciółmi. Zauważyłam ich zdziwione i zapłakane miny,
więc spróbowałam się uśmiechnąć, lecz wyszedł z tego tylko jakiś marny grymas.
-Co się tak gapicie? –zapytałam
zachrypniętym głosem.
-Ally, ty żyjesz!- krzyknęli
wszyscy, po czym się we mnie wtulili.
-No już bo mnie udusicie. A tak
właściwie to co ja robię w szpitalu?-
-Potrąciło cię auto, sprawcy
uciekli, ale policja ich szuka.
-Aha, a długo już tu jestem?
-Tydzień – odpowiedziała mama.
-Przepraszam was, że znowu
musieliście przyjechać do szpitala z mojego powodu.
--Ally dla nas to żaden problem i
przecież ten wypadek nie jest z twojej winy, ty tego wypadku nie spowodowałaś.
– powiedziała Emma i w tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę już wyjść, ponieważ
chciałabym przewieźć panienkę Ally do kostnicy.-powiedziała pielęgniarka, a gdy
mówiła ostatnie słowa to spojrzała na mnie. Zrobiła zaszokowaną minę, otworzyła
usta, pisnęła, a potem zemdlała. Mama szybko pobiegła po lekarza, a ten jak
wszedł do sali to również był zaskoczony moim widokiem.
-Panienka Ally? – zapytał, na co
ja pokiwałam twierdząco głową.
-To panienka żyje ?
-A co nie cieszy się pan, że
pacjentka panu nie umarła ?
-Cieszę się, tylko nie wiem jak
to możliwe, bo przecież pani serce przestało bić.
-No, ale znowu bije. To jest
chyba najważniejsze ?
-Tak, oczywiście, ale teraz to ja
muszę pani zrobić masę badań.
-A co z pielęgniarką ?
–zapytałam.
-Nią zajmie się inny lekarz, a
teraz prosiłbym państwa o opuszczenie sali, bo chciałbym teraz zrobić mojej
pacjentce badania – powiedział, a po 5 minutach w sali zostałam tylko ja i
lekarz. Dowiedziałam się, że mam połamane pare kości, czyli jakieś dwa tygodnie
będę musiała chodzić w gipsie. Ze szpitala wyjdę dopiero za jakiś tydzień, no
po prostu super, o niczym innym nie marzyłam. Jestem ciekawa kto mnie potrącił
i dlaczego, przecież ja nikomu nic nie zrobiłam. A może jednak zrobiłam, a sama
nie wiedziałam, że robię coś złego ? Ale to i tak nie jest powód do tego żeby
kogoś zabić. Z tego co wiem to najbardziej martwił się o mnie Austin. Ja tak
bardzo go kocham, ta miłość którą go darze musi być prawdziwa, bo gdyby ni
była, to już dawno bym o nim zapomniała. Zawsze gdy jestem blisko niego to
czuję jakby tysiące motyli chciało rozerwać mój brzuch. Moje rozmyślenia
przerwała pielęgniarka która mówiła coś do mnie od 5 minut.
-Halo ? Pani Ally ?
-Przepraszam zamyśliłam się. Co
pani chciała mi powiedzieć ?
-Przyszedł do pani pewien chłopak,
który twierdzi, że jest pani jego dobrą przyjaciółką. Mam go tu wpuścić ? –zapytała,
a ja miałam wielką nadzieję, że tym chłopakiem jest Austin.
-Tak.-odpowiedziałam, ale
niestety znowu doświadczyłam tego, że nadzieja jest matką głupich, ponieważ w drzwiach
zamiast Austina stanął…
Nie nie nie nie!!!!! Tylko nie jej eks, ale będzie zadyma :D normalnie cię kocham wiesz? Piszesz świetnie i rozdział boski. Pięknie opisujesz ludzkie uczucia. Twój sposób pisania strasznie zaciekawia i tworzy pytania: co dalej, co dalej? Do cholery kto tam stoiii???
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział i czekam na next
Świetny :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3 Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńNieee!!! Nieee!!! No dlaczego w takim momencie?!?!? I kto tam do cholery jasnej stoiii?????? Twój blog jest świetny więc pisz mi tu szybciutko nexcika!!
OdpowiedzUsuńDo Denver przyjeżdza Alex, kuzynka Laury i Vanessy. Kuzynka zakochuję się w Rossie, Marano na pczątku nic z tego nie robi jednak coraz bardziej jest zazdrosna. Mimo, że Laura i Ross = wrogość xD
OdpowiedzUsuńhttp://laura-ross-i-ich-przezycia.blogspot.com/
Next
OdpowiedzUsuń