Niekiedy życie sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, a innym razem wpadamy w czarną rozpacz. Należy polegać tylko na sobie. Często ci, którym ufamy i na których liczymy zawodzą nas. Życie nie jest takie łatwe i chęć osiągnięcia zwycięstwa sprawi, że wszystko nam się uda. Moje zwycięstwo osiągnę gdy uda mi się zapomnieć o Austinie. Powinnam częściej myśleć o Leonie, bo to on naprawdę mnie rozumie, on mnie nigdy nie skrzywdzi. W Verdasie byłam już kiedyś zakochana, więc nie muszę się bardzo wysilać, żeby znowu się w nim zakochać. Wierzę, że Leon pomorze mi zapomnieć o Austinie. Leoś jest bardziej delikatny i kochany, a Austin ma takie piękne oczy i uśmiech...chwila, chwila. Jaki Austin? Boże Ally o czym ty myślisz?! To Leon ma piękne oczy i uśmiech. Nie no Ally nie oszukuj się. Przecież dobrze wiesz, że to ten blondynek ci się podoba. Ale dlaczego on jest taki chamski? Wole takiego Austina jakiego spotkałam prawie dwa lata temu. To wszystko przez Violette! Ona go wczoraj specjalnie pocałowała jak mnie zobaczyła! Ja to wiem. Jejku, jak ja jej nie lubię! Ale najgorsze jest to, że Austin jej nie odepchnął. Teraz wiem, że on do mnie nic nie czuje.
-Ally! Ally! Nad czym tak myślisz? Patrz co robisz? Rozerwałaś soczek w kartoniku i wylałaś go sobie na tace!-głos Trish przywrócił mnie na ziemię. No tak. Jak zwykle zapomniałam, że jestem z w szkole.
-Kurde, zalałam sobie całą kanapkę. Chcesz to? -zapytałam podając Patrici mokrą tackę, a ta z obrzydzeniem pokręciła przecząco głową.
-No wiesz co? Ale z ciebie przyjaciółka? -powiedziałam uśmiechając się.
-Idę to wyrzucić.-oznajmiłam po chwili. Wracając do stolika zauważyłam parę gołąbeczków. Violetta trzymała rękę na klatce piersiowej Austina, a on szczerze się do niej uśmiechał. Miałam ochotę tam podejść i zdjąć ten uśmieszek z jego buźki, ale nie mogłam tego zrobić, coś nie pozwalało mi tam pójść. W pewnym momencie podszedł do mnie Leon.
-Na co tak patrzysz?-zapytał kładąc rękę na moje ramie.
-Na nic.-powiedziałam i zauważyłam, że Austin na mnie patrzy. W tamtym momencie chciałam mu pokazać, że nie tylko on ma mnie w czterech literach. Z napadu emocji nie wiedziałam co zrobić, a pierwsze co przyszło mi na myśl, to pocałować Leona. Bez chwili zastanowienia zrobiłam to. Nasz pocałunek był ciepły i czuły. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało, ale coś mi w nim brakowało. Pocałunek był krótki, trwał zaledwie 3 sekundy. Twarz Austina wyrażała wielkie zdziwienie i rozczarowanie. I dobrze mu tak. Niech wie jak to boli. Popatrzyłam dumnie na Austina i wróciłam do stolika. Moje przyjaciółki patrzyły na mnie zaskoczone, ale też zadowolone.
-Ally nie znałam cię od tej strony.-powiedziała uśmiechnięta Bailey.
-No właśnie ja też nie.-powiedział z żalem Leon.
-Przepraszam. -powiedziałam i odeszłam od stolika. Teraz do mnie dotarło co zrobiłam. Zachowuję się jak jakiś potwór! Nie powinnam do tego mieszać Leona. Przecież on nie jest niczemu winien.
-Ally nie musisz przepraszać. Wiem, że pocałowałaś mnie żeby dopiec Austinowi, ale nie wiem po co. Przecież powiedziałaś, że on już cię nie obchodzi. Nie ukrywam, poczułem się wykorzystany. Chciałbym żebyś następnym razem pocałowała mnie jak będziesz tego naprawdę chcieć.
-Wiem, ja cię za to bardzo przepraszam, ale to było pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Dobra. Zapomnijmy o tym.-powiedział rozkładając ręce dając mi przy tym możliwość przytulenia się do niego. Kocham w nim to, że zawsze potrafi mi wybaczyć. Nasze "czułości" przerwał dzwonek informujący, że przerwa się kończy i trzeba iść na lekcje. Nikt nie był tym zadowolony, ale ja najbardziej. Teraz jest matematyka. Może i całkiem nieźle radzę sobie z tego przedmiotu, ale same słuchanie pani Johnson obrzydza mi ten przedmiot.
Lekcja minęła w miarę spokojnie. Oczywiście nie obyło się bez wzywania do tablicy i opitalania innych, w tym mnie o byle jaką błahostkę. Po lekcji Johnson wezwała do siebie Trish, Bailey i Leona. Prędko wygoniła resztę z szali i z hukiem zamknęła drzwi. Ojć, nie chciałabym być teraz w skórze moich przyjaciół. Nie wiem co nabroili beze mnie, ale nie spocznę puki się nie dowiem.
Kroczyłam samotnie korytarzem przyglądając się uważnie twarzom uczniów. Nudziłam się potwornie. Nie miałam się do kogo odezwać, mimo że byłam bardzo popularna w tej szkole. Wszyscy moi przyjaciele zostali "uwięzieni" w sali od matematyki i do teraz nie wyszli. Kto wie czy oni jeszcze żyją? W sumie z moich przyjaciół został jeszcze Dez, ale on dzisiaj się do nas praktycznie nie odzywał. Teraz Deza zaczęła zmieniać ta przeklęta Natalia. Nosz kurde, najpierw Austin teraz Dez. Co się dzieje z tymi facetami? Czy oni lecą tylko na tonę tapety na gębie? Widocznie tak. Ale przynajmniej Leon taki nie jest.
-Hej. Nie wiesz może, w której sali zawsze uczy pan MacKanzie? Bo wiesz jestem nowy w tej szkole i jeszcze wszystkiego nie ogarnąłem.-zapytał mnie chłopak o przepięknych oczach i włoskich rysach twarzy.
-W sali 12. A tak poza tym to jestem Ally. -powiedziałam uśmiechając się i podając chłopakowi rękę.
-A ja Federico.-powiedział ściskając moją dłoń.
-Skąd jesteś? Bo nie wyglądasz mi na Amerykanina.
-Z Włoch.
-Długo mieszkasz tu, w Miami?-zapytałam.
-Nie. Mieszkam tu od paru dni.
-Aha. A zwiedziłeś już wszystko?-zapytałam, ale Fede nie zdążył mi odpowiedzieć, bo podszedł do nas Austin.
-Co? Teraz chcesz Federica owinąć sobie wokół palca? Pobawisz się nim i rzucisz go tak jak wszystkich?-zapytał stając na przeciwko mnie.
-Ale o co ci chodzi Austin? Fede się mnie tylko spytał gdzie uczy jakiś tam nauczyciel. I masz pecha, ja nie jestem taka jak ty. Nie bawię się uczuciami innych. Zerwałam z tobą, bo widziałam jak ślinisz się na widok Violetty.
-Na pewno. Lepiej powiedz, że mnie zawsze okłamywałaś mówiąc, że mnie kochasz! Czekałaś tylko jak nadarzy się ciekawa sytuacja żeby zostawić mnie dla innego!-wrzasnął.
-Popełniłam wiele błędów i nie raz powiedziałam coś nie tak, ale nigdy nie powiedziałam komuś, że go kocham nie wierząc w to.-powiedziałam spokojnie, ale on znowu musiał dowalić oliwy do ognia. W taki właśnie sposób ni stąd ni zowąd zaczęliśmy się na siebie wydzierać. Wokół nas zrobiła się niezła gromadka ciekawskich gapiów. Federico próbował nas uspokoić, lecz niestety nie wychodziło mu to za bardzo. Rozdzielili nas dopiero jak "przylecieli" do nas Trish, Bailey, Leon, Dez, Natalia i Violetta. Zaprowadzili nas w zupełnie inne strony szkoły. Bailey i Leon zaprowadzili mnie na jadalnie. Dziwne tylko, że nie było z nami Trish.
-Ally, co ci przyszło do głowy, żeby wydzierać się na środku korytarza?-zapytała Bailey.
-To on zaczął! A poza tym, od kiedy ty zachowujesz się jak moja matka?
-Od wtedy, kiedy zrozumiałam, że takie zachowanie ci bardzo szkodzi.-powiedziała wychodząc z jadalni.
Trish
Zachowanie Ally i Austina już naprawdę wyprowadza mnie z równowagi. Czy oni nie mogliby się w końcu pogodzić? Nie mówię, że mają do siebie wrócić, ale mogliby przestać się kłócić. Zaraz po tej całej ich kłótni zostałam na korytarzu wraz z chłopakiem, który wcześniej rozmawiał z Ally. Postanowiłam obgadać z nim mój plan pogodzenia Auslly.
-Hej. Ja jestem Patricia, przyjaciółka Ally. Mam plan pogodzenia Austina i Ally, i myślę, że ty mi w tym pomożesz.
-Ja jestem Fede i ok pomogę ci, ale jaki to plan?-zapytał uśmiechając się promiennie.
-Dowiesz się w swoim czasie.-powiedziałam ciągnąc go za rękę.
Ally
Wszyscy mi mówią, że mam przestać się ciągle kłócić z Austinem. Ale jak mogę przestać skoro to on zaczyna? Co mam pozwalać mu się obrażać? Ja już nie jestem taka jak kiedyś. Już nie boję się odezwać do kogoś. Kiedyś pozwalałam sobą pomiatać, ale te czasy już dawno minęły. W pewnym momencie na jadalnie weszła Trish.
-Ally w co się ubierasz na imprezę?-zapytała ze spokojem.
-Jaką impreze?-zapytałam zdziwiona.
-No tą hallownową.
-Kiedy ona jest?
-Noooo....w halloween.
-Czyli?
-Czyli za dwa dni.
-Uff co minie straszysz? Ja myślałam, że dziś. A co do ubioru to nie wiem.
-To chodź. Obgadamy to gdzie indziej.-powiedziała ciągnąc mnie za rękę.
-Ale nie możemy tego obgadać tutaj?
-Nie, nie. Chodź. Co tak wolno? Moja babcia szybciej chodzi.
-Po co wchodzimy do schowka na szczotki?-zapytałam, ale czarnowłosa mi nie odpowiedziała tylko bezczelnie wepchnęła mnie do schowka. Tam czekała mnie niemiła niespodzianka. W środku o ścianę opierał się Austin. Widząc jego wyraz twarzy stwierdziłam, ze też nie był zadowolony moim widokiem. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i patrzył na mnie zdziwiony.
-Co ty tu robisz?!-zapytał jak zwykle wrzeszcząc.
-Ciebie mogłabym spytać o to samo.-powiedziałam zachowując spokój.
-Czy ty musisz za mną łazić?! Nie możesz zostawić mnie w spokoju?
-Ja za tobą łażę?! Chyba cię jaja swędzą! Co ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty?
-A weź ty się może przymknij trochę, bo od twojego jazgotu mnie aż głowa boli!
-To to ty się zamknij!-powiedziałam próbując otworzyć drzwi, lecz niestety były zamknięte na klucz. O nie, czyli to oznacza, że ja i ten palant zostaliśmy uwięzieni w jednym pomieszczeniu bez okien.
-Nieeee!-krzyknęłam.
-Czego drzesz japę?! W końcu zrozumiałaś, że twój mózg sięga rozmiarów orzeszka?- powiedział śmiejąc się.
-Czy mógłbyś mnie w końcu przestać obrażać. I lepiej myśl jak się stąd wydostać, bo jak na razie, jesteśmy tu uwięzieni.
-Nieeee!-tym razem on krzyknął.
-No i czego drzesz japę?!-zapytałam przedrzeźniając go.
-Cicho Dawson!
-Po nazwisku, to po pysku Moon!
-I kto to mówi!
-Oj cicho być! Nie odzywaj się do mnie!-powiedziałam wkurzona i usiadłam na podłodze obok szafki z mopami. Siedzieliśmy tak w ciszy z jakieś 15 minut. Lekcje już dawno zdążyły się zacząć. Ja miałam teraz muzykę, więc nie musiałam się martwić o nieobecność na lekcji, bo w sali panuje taki harmider, że pani Brown nie może nawet sprawdzić obecności.
Siedziałam kołysząc się i nucąc melodyjkę wymyślaną przed chwilą przeze mnie. W pewnym momencie usłyszałam głośny huk zaraz obok mnie. Okazało się, że to Austin kopnął nogą w szafę z mopami i miotłami. Pech chciał, że szafa się otworzyła i wszystkie narzędzia do sprzątania spadły na blondyna. Ja wybuchłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się tarzać po ziemi ze śmiechu, a po chwili dołączył do mnie Austin.
-Dlaczego nie może być tak cały czas? Musimy się ciągle kłócić?-zapytałam gdy się ogarnęliśmy.
-W sumie to nie wiem czemu się kłócimy. Wiem, że dzisiaj wkurzyłem się, bo pocałowałaś Leona.
-A to cię chyba nie powinno interesować. Przecież my już nie jesteśmy razem, a poza tym ty masz Violette.
-Ally, ty wiesz, że ja cię ciągle...
-Em...Austin nie. Tak nie może być.
-Ok ale powiedz mi dlaczego pocałowałaś Leona.
-Bo ty wczoraj pocałowałeś Viole.-powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
-Że co? Kto ci to powiedział? Ja wczoraj nigdzie nie spotkałem się z Violą.
-Austin...widziałam cię.
-Ale widziałaś moją twarz?-zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową.
-No właśnie. Czyli nie masz żadnej pewności, że byłem to ja.
-Dobra zapomnijmy o tym.
-Ally? A dlaczego nie możemy być parą?
-Bo my się ciągle ranimy. Zrozum. Nam po prostu nie jest pisane być razem.
-Ok, rozumiem to. A więc...przyjaciele?-zapytał.
-Tak. Przyjaciele.-powiedziałam przytulając się do niego, co wyglądało dwuznacznie.
-Em...tak chyba nie przytulają się przyjaciele.-powiedziałam odrywając się do niego i w tym momencie otworzyły się drzwi, a stali w nich Trish, Bailey i Federico.
-No nareszcie się pogodziliście.-powiedziała zadowolona Patricia.
-Już się nie dało słuchać tych waszych kłótni.-dodała Bailey.
-To wasza sprawka?-zapytałam jednocześnie z Austinem.
-Tak. Zrozumcie. Musieliśmy to zrobić. To dla waszego dobra.-powiedział Federico.
-Podsłuchiwaliście nas?-zapytałam
-Eee...nieee.-powiedzieli niewinnie się uśmiechając.
-A mi się coś zdaje, że tak.-powiedział Austin.
-Wcale nie!-powiedzieli powoli się wycofując. Na mojej twarzy w końcu zagościł uśmiech, ale to nie tylko dlatego, że pogodziłam się z Austinem, ale też dlatego, że on tak naprawdę nie pocałował Violi. A więc kim był ten chłopak?
-Nad czym tak myślisz?-zapytał Austin.
-Em...nad niczym. Ja już idę na lekcje.-powiedziałam chcą wyminąć Austina, ale ten mnie zatrzymał.
-Ej, Ally, a może wyskoczymy gdzieś dziś po szkole?
-Eee..., ale tak we dwójkę?
-Jeśli nie chcesz to możemy iść całą paczką.
-A kogo wliczasz do tej paczki? Bo jak Violette to ja nie idę, a jak Natalię, to Trish nie idzie.
-Jeśli chcesz możemy iść bez nich. Oczywiście jeśli z nami nie będzie Leona.-powiedział uśmiechając się.
-Ok. O której?-zapytałam.
-O 16 wpadniemy po ciebie, Bailey i Trish z Federico i Dezem.
-Ok, ja lecę.-powiedziałam przyśpieszając kroku, żeby przed przerwą zdążyć do sali. W głębi duszy skakałam ze szczęścia na wieść o dzisiejszym spotkaniu. Miałam teraz ochotę śpiewać na cały głos i tańczyć ile wlezie, ale mogłabym się narazić na tygodniową kozę, za zakłócanie spokoju w szkole. Cała rozpromieniona weszłam do sali muzycznej. Pani Brown chodziła po sali grając na gitarze, a reszta klasy siedziała na ławkach i śpiewała. Westchnęłam cicho i usiadłam obok rozśpiewanego Leona. Jego śpiew brzmiał niezwykle czysto, mogłabym słuchać go godzinami. Pamiętam jak w przedszkolu ciągle śpiewaliśmy razem. Przyglądałam mu się chwilę z uśmiechem i dołączyłam do śpiewających. Nie wiem jak ja mogłam pomyśleć, że mnie i Leona mogłoby łączyć głębsze uczucie. Kocham go, ale tylko jako brata. Nie chcę go ranić i muszę mu powiedzieć, że my nigdy nie będziemy razem. Tylko jak?
-Ally. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?-zapytał gdy skończyliśmy śpiewać.
-Emm...dzisiaj nie mogę, bo...przyjeżdża do mnie ojciec z moim bratem.-skłamałam.
-Co? Przecież ty nie masz brata.-powiedział mrużąc oczy.
-Urodził mi się parę tygodni temu. Nie mówiłam ci?
-Nie. Ale mniejsza o to. Powiedz mi lepiej z kim idziesz na imprezę halloweenową?
-Jak na razie z nikim.
-No to może poszłabyś ze mną?
-Ale my...
-Pójdziemy jako przyjaciele.
-Ale...
-Proszę zrób to dla mnie.-powiedział robiąc minę kota ze shreka, a ja nie potrafiłam mu się sprzeciwić.
-No dobra...-powiedziałam unikając jego wzroku.
-Coś się stało?-zapytał i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
-Nie, nic się nie stało. Pa.-powiedziałam i szybko wyszłam z sali szukając Trish i Bailey.
Parę godzin później
Biegałam po moim pokoju w te i we te panikując, że wyglądam jak jakiś żebrak. Do 16 zostało jeszcze 10 minut, a ja wciąż nie wiedziałam w co się ubrać.
-Ally! Co ci się dzieję?-zapytała Bailey.
-Nie wiem w co się ubrać!-krzyknęłam spanikowana.
-Jeju i o to tyle krzyku. Boże, dziewczyno idź w tym.-powiedziała wskazując na moje teraźniejsze ubranie.
-Ty zwariowałaś?-popatrzyłam na nią z politowaniem.
-Po co się tak stroisz? Aaa...już kapuję. On ci się wciąż podoba.-powiedziała wywołując uśmiech na mojej twarzy.
-Nie prawda!-oburzyłam się.
-To dlaczego się tak uśmiechasz? Podoba ci się.
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Idzie Austin!
-Gdzie?
-Hahaha widzisz podoba ci się.-powiedziała i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
-Austin!-krzyknęłam i zbiegłam na dół.
-Wariatka!-krzyknęła schodząca za mną Bailey, ale ja udałam, że tego nie słyszałam. Ona od zawsze kibicowała mi i Austinowi. Nawet kiedyś wymyśliła nam nazwę. A teraz gdy rozstałam się z nim, to i tak cały czas zatruwa mi nim życie. Szczęśliwa zbiegłam szybko po schodach potykając się przy tym o własne nogi. Zanim odtworzyłam drzwi, spojrzał odruchowo w lustro. Za drzwiami stała czwórka uśmiechniętych nastolatków. Wraz z Bailey, przywitałyśmy się z nimi i wchodząc oznajmiłyśmy o tym mojej matce.
Chodziliśmy po całym mieście śmiejąc się w niebogłosy. Odwiedziliśmy chyba wszystkie możliwe miejsca do zwiedzania w Miami. Nie obyło się również bez robienia słynnych sweet foci. Wszystko wydawało się jak z pięknego filmu o przyjaźni, lecz było to rzeczywistością. Jedynie jedna para nie była zbytnio zadowolona z tego spotkania, a mianowicie Trish i Dez. Patricia nie odzywa się do Deza. Zresztą nie dziwię się jej. Rudy przez ostatnie parę dni unikał jej, bo w głowie zawróciła mu Navarro. Najpierw ją olał, a teraz chce wszystko naprawić. Jest taki sam jak Austin. Tylko, że ja i tak zawsze ulegnę urokowi blondyna. Bailey i Federico bardzo się polubili, więc może coś między nimi zaiskrzy. Oni byliby cudowna parą, według mnie idealnie do siebie pasują. Te spotkanie bardzo dobrze na mnie wpłynęło. Pozwoliło mi nawet zapomnieć o moich najcięższych problemach. Jednym z nich jest Zack. Mimo że na razie go nigdzie nie spotkałam, to i tak mam wrażenie, ze on zawsze jest tuż obok mnie, że wie co robię w danym momencie. Tak jakby, przyczepił do mnie kamerkę i szykował coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Ale może to są tylko moje wymysły i może on odpuścił już sobie. Chyba, że ma stalową cierpliwość i już szykuje na mnie jakąś pułapkę.
Narrator
Szóstka szczęśliwych przyjaciół, spacerowała po jednym z najcieplejszych i najpiękniejszych miast Florydy. Mimo kłótni, które miały miejsce jeszcze dzisiejszego dnia, cieszyli się swoją obecnością i nie zamierzali marnować ani chwili. Chcieli nacieszyć się sobą zanim będą musieli wrócić do szkoły i zmierzyć się z trudną sytuacją, którą sami sobie stworzyli. Niektórzy z nich, będą musieli ukrywać swoją przyjaźń, przed pewna dwójką . Nie chcą ich okłamywać, ale nie mają wyboru skoro chcą być blisko siebie.
Tymczasem, pewna na maxa wkurzona dziewczyna dzwoniła do swojego najlepszego przyjaciela i zarazem wspólnika. Gdy tylko chłopak odebrał , ta zaraz zaczęła się po nim wydzierać.
-Ty tępaku! Chcesz doprowadzić nasz plan do kompletnej ruiny?! Myślałam, że idealnie nadajesz się do tej roboty, a tu się okazuje, że z ciebie jest jeden wielki, bezużyteczny leń!
-Czekaj, chwila. Uspokój się i wyjaśnij mi o co ci chodzi. Co znowu jest nie tak z naszym planem? Przecież jeszcze dzisiaj rano wszystko było dopięte na ostatni guzik.
-No właśnie! BYŁO! Ale już nie jest! Jak mogłeś do tego dopuścić?!
-Przestań się tak wydzierać, bo ci żyłka na czole eksploduje. Kochana, złość piękności szkodzi.
-Jak mam się przestać się wydzierać, skoro ty nie robisz zupełnie nic żeby uratować nasz plan!
-Ale o co ci chodzi?!-zapytał już trochę poddenerwowany chłopak.
-O to, że nasza kochana parka wyszła sobie gdzieś razem, a ty ich nie upilnowałeś! Chodzą sobie po mieście, robią zdjęcia i na dodatek obściskują się na środku drogi!
-Ale jak to?
-I ty się jeszcze pytasz?! Widocznie sama muszę wszystko załatwić, a ty się lepiej do tego nie wtrącaj! -krzyknęła już cała czerwona ze złości i rozłączając się rzuciła swym różowym telefonem o kolorowe łóżko w swoim pokoju.
___________________________________________________
Cześć moje kwiatuszki! Jak tam mijają Wam wakacje? Mi całkiem nieźle. Wiem, że strasznie spóźniłam się z rozdziałem i bardzo za to przepraszam. Pisanie w wakacje sprawia mi bardzo duży problem. Chyba nikt nie lubi siedzieć przed komputerem, kiedy za oknem jest piękna pogoda.
Jesteście gdzieś teraz aktualnie na wakacjach? Bo ja jestem u dziadków w rodzinnym Londynie :D.
Natka =3
-Dobra. Zapomnijmy o tym.-powiedział rozkładając ręce dając mi przy tym możliwość przytulenia się do niego. Kocham w nim to, że zawsze potrafi mi wybaczyć. Nasze "czułości" przerwał dzwonek informujący, że przerwa się kończy i trzeba iść na lekcje. Nikt nie był tym zadowolony, ale ja najbardziej. Teraz jest matematyka. Może i całkiem nieźle radzę sobie z tego przedmiotu, ale same słuchanie pani Johnson obrzydza mi ten przedmiot.
Lekcja minęła w miarę spokojnie. Oczywiście nie obyło się bez wzywania do tablicy i opitalania innych, w tym mnie o byle jaką błahostkę. Po lekcji Johnson wezwała do siebie Trish, Bailey i Leona. Prędko wygoniła resztę z szali i z hukiem zamknęła drzwi. Ojć, nie chciałabym być teraz w skórze moich przyjaciół. Nie wiem co nabroili beze mnie, ale nie spocznę puki się nie dowiem.
Kroczyłam samotnie korytarzem przyglądając się uważnie twarzom uczniów. Nudziłam się potwornie. Nie miałam się do kogo odezwać, mimo że byłam bardzo popularna w tej szkole. Wszyscy moi przyjaciele zostali "uwięzieni" w sali od matematyki i do teraz nie wyszli. Kto wie czy oni jeszcze żyją? W sumie z moich przyjaciół został jeszcze Dez, ale on dzisiaj się do nas praktycznie nie odzywał. Teraz Deza zaczęła zmieniać ta przeklęta Natalia. Nosz kurde, najpierw Austin teraz Dez. Co się dzieje z tymi facetami? Czy oni lecą tylko na tonę tapety na gębie? Widocznie tak. Ale przynajmniej Leon taki nie jest.
-Hej. Nie wiesz może, w której sali zawsze uczy pan MacKanzie? Bo wiesz jestem nowy w tej szkole i jeszcze wszystkiego nie ogarnąłem.-zapytał mnie chłopak o przepięknych oczach i włoskich rysach twarzy.
-W sali 12. A tak poza tym to jestem Ally. -powiedziałam uśmiechając się i podając chłopakowi rękę.
-A ja Federico.-powiedział ściskając moją dłoń.
-Skąd jesteś? Bo nie wyglądasz mi na Amerykanina.
-Z Włoch.
-Długo mieszkasz tu, w Miami?-zapytałam.
-Nie. Mieszkam tu od paru dni.
-Aha. A zwiedziłeś już wszystko?-zapytałam, ale Fede nie zdążył mi odpowiedzieć, bo podszedł do nas Austin.
-Co? Teraz chcesz Federica owinąć sobie wokół palca? Pobawisz się nim i rzucisz go tak jak wszystkich?-zapytał stając na przeciwko mnie.
-Ale o co ci chodzi Austin? Fede się mnie tylko spytał gdzie uczy jakiś tam nauczyciel. I masz pecha, ja nie jestem taka jak ty. Nie bawię się uczuciami innych. Zerwałam z tobą, bo widziałam jak ślinisz się na widok Violetty.
-Na pewno. Lepiej powiedz, że mnie zawsze okłamywałaś mówiąc, że mnie kochasz! Czekałaś tylko jak nadarzy się ciekawa sytuacja żeby zostawić mnie dla innego!-wrzasnął.
-Popełniłam wiele błędów i nie raz powiedziałam coś nie tak, ale nigdy nie powiedziałam komuś, że go kocham nie wierząc w to.-powiedziałam spokojnie, ale on znowu musiał dowalić oliwy do ognia. W taki właśnie sposób ni stąd ni zowąd zaczęliśmy się na siebie wydzierać. Wokół nas zrobiła się niezła gromadka ciekawskich gapiów. Federico próbował nas uspokoić, lecz niestety nie wychodziło mu to za bardzo. Rozdzielili nas dopiero jak "przylecieli" do nas Trish, Bailey, Leon, Dez, Natalia i Violetta. Zaprowadzili nas w zupełnie inne strony szkoły. Bailey i Leon zaprowadzili mnie na jadalnie. Dziwne tylko, że nie było z nami Trish.
-Ally, co ci przyszło do głowy, żeby wydzierać się na środku korytarza?-zapytała Bailey.
-To on zaczął! A poza tym, od kiedy ty zachowujesz się jak moja matka?
-Od wtedy, kiedy zrozumiałam, że takie zachowanie ci bardzo szkodzi.-powiedziała wychodząc z jadalni.
Trish
Zachowanie Ally i Austina już naprawdę wyprowadza mnie z równowagi. Czy oni nie mogliby się w końcu pogodzić? Nie mówię, że mają do siebie wrócić, ale mogliby przestać się kłócić. Zaraz po tej całej ich kłótni zostałam na korytarzu wraz z chłopakiem, który wcześniej rozmawiał z Ally. Postanowiłam obgadać z nim mój plan pogodzenia Auslly.
-Hej. Ja jestem Patricia, przyjaciółka Ally. Mam plan pogodzenia Austina i Ally, i myślę, że ty mi w tym pomożesz.
-Ja jestem Fede i ok pomogę ci, ale jaki to plan?-zapytał uśmiechając się promiennie.
-Dowiesz się w swoim czasie.-powiedziałam ciągnąc go za rękę.
Ally
Wszyscy mi mówią, że mam przestać się ciągle kłócić z Austinem. Ale jak mogę przestać skoro to on zaczyna? Co mam pozwalać mu się obrażać? Ja już nie jestem taka jak kiedyś. Już nie boję się odezwać do kogoś. Kiedyś pozwalałam sobą pomiatać, ale te czasy już dawno minęły. W pewnym momencie na jadalnie weszła Trish.
-Ally w co się ubierasz na imprezę?-zapytała ze spokojem.
-Jaką impreze?-zapytałam zdziwiona.
-No tą hallownową.
-Kiedy ona jest?
-Noooo....w halloween.
-Czyli?
-Czyli za dwa dni.
-Uff co minie straszysz? Ja myślałam, że dziś. A co do ubioru to nie wiem.
-To chodź. Obgadamy to gdzie indziej.-powiedziała ciągnąc mnie za rękę.
-Ale nie możemy tego obgadać tutaj?
-Nie, nie. Chodź. Co tak wolno? Moja babcia szybciej chodzi.
-Po co wchodzimy do schowka na szczotki?-zapytałam, ale czarnowłosa mi nie odpowiedziała tylko bezczelnie wepchnęła mnie do schowka. Tam czekała mnie niemiła niespodzianka. W środku o ścianę opierał się Austin. Widząc jego wyraz twarzy stwierdziłam, ze też nie był zadowolony moim widokiem. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i patrzył na mnie zdziwiony.
-Co ty tu robisz?!-zapytał jak zwykle wrzeszcząc.
-Ciebie mogłabym spytać o to samo.-powiedziałam zachowując spokój.
-Czy ty musisz za mną łazić?! Nie możesz zostawić mnie w spokoju?
-Ja za tobą łażę?! Chyba cię jaja swędzą! Co ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty?
-A weź ty się może przymknij trochę, bo od twojego jazgotu mnie aż głowa boli!
-To to ty się zamknij!-powiedziałam próbując otworzyć drzwi, lecz niestety były zamknięte na klucz. O nie, czyli to oznacza, że ja i ten palant zostaliśmy uwięzieni w jednym pomieszczeniu bez okien.
-Nieeee!-krzyknęłam.
-Czego drzesz japę?! W końcu zrozumiałaś, że twój mózg sięga rozmiarów orzeszka?- powiedział śmiejąc się.
-Czy mógłbyś mnie w końcu przestać obrażać. I lepiej myśl jak się stąd wydostać, bo jak na razie, jesteśmy tu uwięzieni.
-Nieeee!-tym razem on krzyknął.
-No i czego drzesz japę?!-zapytałam przedrzeźniając go.
-Cicho Dawson!
-Po nazwisku, to po pysku Moon!
-I kto to mówi!
-Oj cicho być! Nie odzywaj się do mnie!-powiedziałam wkurzona i usiadłam na podłodze obok szafki z mopami. Siedzieliśmy tak w ciszy z jakieś 15 minut. Lekcje już dawno zdążyły się zacząć. Ja miałam teraz muzykę, więc nie musiałam się martwić o nieobecność na lekcji, bo w sali panuje taki harmider, że pani Brown nie może nawet sprawdzić obecności.
Siedziałam kołysząc się i nucąc melodyjkę wymyślaną przed chwilą przeze mnie. W pewnym momencie usłyszałam głośny huk zaraz obok mnie. Okazało się, że to Austin kopnął nogą w szafę z mopami i miotłami. Pech chciał, że szafa się otworzyła i wszystkie narzędzia do sprzątania spadły na blondyna. Ja wybuchłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się tarzać po ziemi ze śmiechu, a po chwili dołączył do mnie Austin.
-Dlaczego nie może być tak cały czas? Musimy się ciągle kłócić?-zapytałam gdy się ogarnęliśmy.
-W sumie to nie wiem czemu się kłócimy. Wiem, że dzisiaj wkurzyłem się, bo pocałowałaś Leona.
-A to cię chyba nie powinno interesować. Przecież my już nie jesteśmy razem, a poza tym ty masz Violette.
-Ally, ty wiesz, że ja cię ciągle...
-Em...Austin nie. Tak nie może być.
-Ok ale powiedz mi dlaczego pocałowałaś Leona.
-Bo ty wczoraj pocałowałeś Viole.-powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
-Że co? Kto ci to powiedział? Ja wczoraj nigdzie nie spotkałem się z Violą.
-Austin...widziałam cię.
-Ale widziałaś moją twarz?-zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową.
-No właśnie. Czyli nie masz żadnej pewności, że byłem to ja.
-Dobra zapomnijmy o tym.
-Ally? A dlaczego nie możemy być parą?
-Bo my się ciągle ranimy. Zrozum. Nam po prostu nie jest pisane być razem.
-Ok, rozumiem to. A więc...przyjaciele?-zapytał.
-Tak. Przyjaciele.-powiedziałam przytulając się do niego, co wyglądało dwuznacznie.
-Em...tak chyba nie przytulają się przyjaciele.-powiedziałam odrywając się do niego i w tym momencie otworzyły się drzwi, a stali w nich Trish, Bailey i Federico.
-No nareszcie się pogodziliście.-powiedziała zadowolona Patricia.
-Już się nie dało słuchać tych waszych kłótni.-dodała Bailey.
-To wasza sprawka?-zapytałam jednocześnie z Austinem.
-Tak. Zrozumcie. Musieliśmy to zrobić. To dla waszego dobra.-powiedział Federico.
-Podsłuchiwaliście nas?-zapytałam
-Eee...nieee.-powiedzieli niewinnie się uśmiechając.
-A mi się coś zdaje, że tak.-powiedział Austin.
-Wcale nie!-powiedzieli powoli się wycofując. Na mojej twarzy w końcu zagościł uśmiech, ale to nie tylko dlatego, że pogodziłam się z Austinem, ale też dlatego, że on tak naprawdę nie pocałował Violi. A więc kim był ten chłopak?
-Nad czym tak myślisz?-zapytał Austin.
-Em...nad niczym. Ja już idę na lekcje.-powiedziałam chcą wyminąć Austina, ale ten mnie zatrzymał.
-Ej, Ally, a może wyskoczymy gdzieś dziś po szkole?
-Eee..., ale tak we dwójkę?
-Jeśli nie chcesz to możemy iść całą paczką.
-A kogo wliczasz do tej paczki? Bo jak Violette to ja nie idę, a jak Natalię, to Trish nie idzie.
-Jeśli chcesz możemy iść bez nich. Oczywiście jeśli z nami nie będzie Leona.-powiedział uśmiechając się.
-Ok. O której?-zapytałam.
-O 16 wpadniemy po ciebie, Bailey i Trish z Federico i Dezem.
-Ok, ja lecę.-powiedziałam przyśpieszając kroku, żeby przed przerwą zdążyć do sali. W głębi duszy skakałam ze szczęścia na wieść o dzisiejszym spotkaniu. Miałam teraz ochotę śpiewać na cały głos i tańczyć ile wlezie, ale mogłabym się narazić na tygodniową kozę, za zakłócanie spokoju w szkole. Cała rozpromieniona weszłam do sali muzycznej. Pani Brown chodziła po sali grając na gitarze, a reszta klasy siedziała na ławkach i śpiewała. Westchnęłam cicho i usiadłam obok rozśpiewanego Leona. Jego śpiew brzmiał niezwykle czysto, mogłabym słuchać go godzinami. Pamiętam jak w przedszkolu ciągle śpiewaliśmy razem. Przyglądałam mu się chwilę z uśmiechem i dołączyłam do śpiewających. Nie wiem jak ja mogłam pomyśleć, że mnie i Leona mogłoby łączyć głębsze uczucie. Kocham go, ale tylko jako brata. Nie chcę go ranić i muszę mu powiedzieć, że my nigdy nie będziemy razem. Tylko jak?
-Ally. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?-zapytał gdy skończyliśmy śpiewać.
-Emm...dzisiaj nie mogę, bo...przyjeżdża do mnie ojciec z moim bratem.-skłamałam.
-Co? Przecież ty nie masz brata.-powiedział mrużąc oczy.
-Urodził mi się parę tygodni temu. Nie mówiłam ci?
-Nie. Ale mniejsza o to. Powiedz mi lepiej z kim idziesz na imprezę halloweenową?
-Jak na razie z nikim.
-No to może poszłabyś ze mną?
-Ale my...
-Pójdziemy jako przyjaciele.
-Ale...
-Proszę zrób to dla mnie.-powiedział robiąc minę kota ze shreka, a ja nie potrafiłam mu się sprzeciwić.
-No dobra...-powiedziałam unikając jego wzroku.
-Coś się stało?-zapytał i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
-Nie, nic się nie stało. Pa.-powiedziałam i szybko wyszłam z sali szukając Trish i Bailey.
Parę godzin później
Biegałam po moim pokoju w te i we te panikując, że wyglądam jak jakiś żebrak. Do 16 zostało jeszcze 10 minut, a ja wciąż nie wiedziałam w co się ubrać.
-Ally! Co ci się dzieję?-zapytała Bailey.
-Nie wiem w co się ubrać!-krzyknęłam spanikowana.
-Jeju i o to tyle krzyku. Boże, dziewczyno idź w tym.-powiedziała wskazując na moje teraźniejsze ubranie.
-Ty zwariowałaś?-popatrzyłam na nią z politowaniem.
-Po co się tak stroisz? Aaa...już kapuję. On ci się wciąż podoba.-powiedziała wywołując uśmiech na mojej twarzy.
-Nie prawda!-oburzyłam się.
-To dlaczego się tak uśmiechasz? Podoba ci się.
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Idzie Austin!
-Gdzie?
-Hahaha widzisz podoba ci się.-powiedziała i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
-Austin!-krzyknęłam i zbiegłam na dół.
-Wariatka!-krzyknęła schodząca za mną Bailey, ale ja udałam, że tego nie słyszałam. Ona od zawsze kibicowała mi i Austinowi. Nawet kiedyś wymyśliła nam nazwę. A teraz gdy rozstałam się z nim, to i tak cały czas zatruwa mi nim życie. Szczęśliwa zbiegłam szybko po schodach potykając się przy tym o własne nogi. Zanim odtworzyłam drzwi, spojrzał odruchowo w lustro. Za drzwiami stała czwórka uśmiechniętych nastolatków. Wraz z Bailey, przywitałyśmy się z nimi i wchodząc oznajmiłyśmy o tym mojej matce.
Chodziliśmy po całym mieście śmiejąc się w niebogłosy. Odwiedziliśmy chyba wszystkie możliwe miejsca do zwiedzania w Miami. Nie obyło się również bez robienia słynnych sweet foci. Wszystko wydawało się jak z pięknego filmu o przyjaźni, lecz było to rzeczywistością. Jedynie jedna para nie była zbytnio zadowolona z tego spotkania, a mianowicie Trish i Dez. Patricia nie odzywa się do Deza. Zresztą nie dziwię się jej. Rudy przez ostatnie parę dni unikał jej, bo w głowie zawróciła mu Navarro. Najpierw ją olał, a teraz chce wszystko naprawić. Jest taki sam jak Austin. Tylko, że ja i tak zawsze ulegnę urokowi blondyna. Bailey i Federico bardzo się polubili, więc może coś między nimi zaiskrzy. Oni byliby cudowna parą, według mnie idealnie do siebie pasują. Te spotkanie bardzo dobrze na mnie wpłynęło. Pozwoliło mi nawet zapomnieć o moich najcięższych problemach. Jednym z nich jest Zack. Mimo że na razie go nigdzie nie spotkałam, to i tak mam wrażenie, ze on zawsze jest tuż obok mnie, że wie co robię w danym momencie. Tak jakby, przyczepił do mnie kamerkę i szykował coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Ale może to są tylko moje wymysły i może on odpuścił już sobie. Chyba, że ma stalową cierpliwość i już szykuje na mnie jakąś pułapkę.
Narrator
Szóstka szczęśliwych przyjaciół, spacerowała po jednym z najcieplejszych i najpiękniejszych miast Florydy. Mimo kłótni, które miały miejsce jeszcze dzisiejszego dnia, cieszyli się swoją obecnością i nie zamierzali marnować ani chwili. Chcieli nacieszyć się sobą zanim będą musieli wrócić do szkoły i zmierzyć się z trudną sytuacją, którą sami sobie stworzyli. Niektórzy z nich, będą musieli ukrywać swoją przyjaźń, przed pewna dwójką . Nie chcą ich okłamywać, ale nie mają wyboru skoro chcą być blisko siebie.
Tymczasem, pewna na maxa wkurzona dziewczyna dzwoniła do swojego najlepszego przyjaciela i zarazem wspólnika. Gdy tylko chłopak odebrał , ta zaraz zaczęła się po nim wydzierać.
-Ty tępaku! Chcesz doprowadzić nasz plan do kompletnej ruiny?! Myślałam, że idealnie nadajesz się do tej roboty, a tu się okazuje, że z ciebie jest jeden wielki, bezużyteczny leń!
-Czekaj, chwila. Uspokój się i wyjaśnij mi o co ci chodzi. Co znowu jest nie tak z naszym planem? Przecież jeszcze dzisiaj rano wszystko było dopięte na ostatni guzik.
-No właśnie! BYŁO! Ale już nie jest! Jak mogłeś do tego dopuścić?!
-Przestań się tak wydzierać, bo ci żyłka na czole eksploduje. Kochana, złość piękności szkodzi.
-Jak mam się przestać się wydzierać, skoro ty nie robisz zupełnie nic żeby uratować nasz plan!
-Ale o co ci chodzi?!-zapytał już trochę poddenerwowany chłopak.
-O to, że nasza kochana parka wyszła sobie gdzieś razem, a ty ich nie upilnowałeś! Chodzą sobie po mieście, robią zdjęcia i na dodatek obściskują się na środku drogi!
-Ale jak to?
-I ty się jeszcze pytasz?! Widocznie sama muszę wszystko załatwić, a ty się lepiej do tego nie wtrącaj! -krzyknęła już cała czerwona ze złości i rozłączając się rzuciła swym różowym telefonem o kolorowe łóżko w swoim pokoju.
___________________________________________________
Cześć moje kwiatuszki! Jak tam mijają Wam wakacje? Mi całkiem nieźle. Wiem, że strasznie spóźniłam się z rozdziałem i bardzo za to przepraszam. Pisanie w wakacje sprawia mi bardzo duży problem. Chyba nikt nie lubi siedzieć przed komputerem, kiedy za oknem jest piękna pogoda.
Jesteście gdzieś teraz aktualnie na wakacjach? Bo ja jestem u dziadków w rodzinnym Londynie :D.
Natka =3
Boski :)
OdpowiedzUsuńMyślę że tą parką jest Viola i Leon
Ale super rozdział :P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ale teraz przeczytam inne rozdziały bo nie za bardzo wiem o co chodzi :)
Wpadniesz?
Link : peytonlistpoland.blogspot.com