piątek, 11 grudnia 2015

Żyję, oddycham, wciąż walczę!

Ho, ho, ho! Tutaj troszkę spóźniony Mikołaj!!!
Jak tam moje kochane pysie-mysie? Mam nadzieję, że wszystko dobrze.
Ja mogę śmiało powiedzieć, że u mnie też nareszcie jest dobrze. Może niekoniecznie tak jak bym chciała, ale dobre i to. Dzięki ostatnim parunastu miesiącom zrozumiałam, czym tak naprawdę jest życie. Wyleczyłam raka, co było dla mnie strasznym wysiłkiem. Ale hej! Wciąż tu jestem, oddycham, żyję, więc było warto.
Bardzo dziękuję tym, którzy do tej pory wchodzili na tego bloga. Dziękuję, że choć w taki sposób mnie wspieraliście. I bardzo dziękuję Karci Lynch i Rap Queen za wasze komentarze pod moim ostatnim postem. Bądźcie świadome, że po przeczytaniu ich zasadziło się we mnie ziarenko, które z dnia na dzień zmieniało się i rozrastało aż  w końcu stało się piękną rośliną i nie pozwoliło mi porzucić resztek wiary w siebie. Dziękuję! Dziękuję wam jeszcze raz, mimo że być może tego nie czytacie, że być może nikt tego nie czyta... Ale walić to! Dziękuję wszystkim moim dotychczasowym czytelnikom. Jesteście wielcy!
Tak, a teraz przejdźmy do troszkę innych spraw, a mianowicie do bloga. Wiem, że obiecałam Wam kiedyś, że wrócę i być może to zrobię. Tylko jeszcze nie teraz. Najpierw muszę wszystko na nowo poukładać, naprawić, posprzątać resztki tego burdelu, które pozostawiła za sobą stara ja.
Tej historii chyba nie będę kontynuować. Cała fabuła znajduje się w zupełnie innej części mojej świadomości, za grubym murem, który ledwo co zbudowałam. To wszystko to moja przeszłość i nie za bardzo chcę do niej wracać. Ale jeśli bardzo byście tego chcieli to byłabym w stanie to dla Was zrobić. Tylko, że wszystko zaczęłabym od nowa. Od 1 rozdziału, ponieważ poziom mojego wcześniejszego pisania i niedorąbania mózgowego powoduje u mnie straszne napady wstydu i zażenowania.
Ale równie dobrze mogę wymyślić coś zupełnie nowego z tymi samymi bohaterami lub nie, to zależy od was, co wy byście chcieli.
Także jeśli znowu chcecie czytać, to, co mój dziwny mózg wymyśla, piszcie śmiało w komentarzach.
Jak na razie, to wszystko, co chciałam wam przekazać. Resztę opowiem wam przy innych okazjach.
Trzymajcie się cieplutko kochani w tych chłodnych późnojesiennych dniach!
Uwielbiam Was! :D

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

KOCHANI !!!

Witam Was moje miśki! Stęskniłam się za wami i to nawet nie wiecie jak bardzo. Niestety przychodzę ze złą wiadomością. To koniec. Koniec wszystkiego! Bloga, mojego życia... Tak, tak, umieram. Powoli, ale umieram. Każdego z nas czeka na końcu to samo, tylko, że mój koniec dobiegł bardzo szybko. Mam raka układu limfatycznego, tzw. chłoniaka. Lekarze odkryli go końcem października. Od tego momentu chodzę na chemioterapię. Chłoniak rozwijał się u mnie parę lat, niestety żaden lekarz nie zauważył go w odpowiednim momencie. Odkryła go dopiero moja argentyńska lekarka, ale dopiero wtedy, gdy było na to za późno. Mam marne szanse,  że przeżyję. Chemioterapię biorę od ponad 5 miesięcy, a ona wciąż nie przynosi żadnych efektów. Miałam już nawet przeszczep szpiku, który się nie przyjął, a kolejną próbę lekarze będą podejmować 20 kwietnia. Ja i tak wiem, że mimo tak wielkiej walki mojej (która z dnia na dzień jest coraz słabsza) i lekarzy, nie dożyję końca tego roku. Może i jestem jeb*aną realistką, ale życie już dużo razy skopało mi dupę, zabrało to, co najważniejsze, kazało zaczynać wszystko on nowa. Właśnie dlatego nikt nie wmówi mi, że będzie dobrze, bo wolę w to nie wierzyć dopóki nie będę mieć pewności, niż ślepo w to brnąć, a później znów ryczeć, że to straciłam. Rak boli tak naprawdę wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że walka już nic nie mieni. Mogę się łudzić, że wyzdrowieję, ale to tylko puste słowa bez krzty przekonania, wiary. Ktoś, kto powiedział, że czas goi wszelkie rany, jest kłamcą. Czas pozwala jedynie nauczyć się najpierw przetrwać, a potem żyć z tymi ranami. Ale każdego ranka, natychmiast po otwarciu oczu czuje się te rany i zawsze, do ostatniej chwili życia będzie się czuło tę nieobecność. Od niej nie można uciec, można starać się, ale nie można uciec. Wiem, że idę na łatwiznę, ale tak jest najlepiej. Bo łatwo jest się poddać, po prostu odpuścić i płynąć z prądem. Nie myśleć, nie czuć i tylko patrzeć jak raz po raz, po kolei, mijają dni, zamieniając się w przeszłość... Szkoda tylko, że ludzie w tych czasach nie doceniają tego co mają. Ciągle im mało, chcą więcej, zazdroszczą innym. Mówią, że nie mają szczęścia. Ale do życia trzeba się uśmiechać, wtedy ona uśmiechnie się do nas. A jeśli my ciągle jesteśmy smutni to i ono takie jest. Proszę Was, docencie to co macie i cieszcie się każdym dniem! Tak bardzo nie chcę zostawiać mojej rodziny, przyjaciół, Was...ale najwidoczniej Bóg wybrał dla mnie inny los niż sobie wymarzyłam. Codziennie się sama siebie pytam "Dlaczego ja? Co takiego zrobiłam?" No ok. Może za często przeklinam, bywam wredna, mam cięte riposty, ale tak naprawdę wrażliwość to najbardziej dostrzegalna przez bliskich mi ludzi ncecha mojego charakteru. Chociaż wydaje się, że jestem tak okropnie silna przez te turbulencje, które już przeszłam w życiu, nie potrafię radzić sobie z najprostszymi dla innych problemami. Dostrzegam zbyt wiele rzeczy, których nie powinnam. Nienawidzę rasizmu i egoizmu. Co noc płaczę, mimo że przez cały dzień "uśmiech" nie schodzi mi z twarzy. Najczęstszymi słowami jakie wypowiadam są "Tak, wszystko jest ok" albo "Nie przejmujcie się mną, to tylko mała choroba, która może przytrafić się każdemu". Tak naprawdę tak nie myślę. Kłamię, bo nie chcę litości, niepotrzebnych zmartwień. Nie chcę, żeby zapamiętali mnie jako jakąś ofiarę losu, tylko zawsze uśmiechniętą, optymistyczną Natkę. 
Co do bloga, to tak jak powiedziałam na początku - to koniec. Chociaż, gdybym jakimś cudem wyzdrowiała, to na pewno wrócę, a gdyby nie to cóż...sami sobie odpowiedzcie. Ale jest jeszcze możliwość, że moja starsza siostra lub najlepsza przyjaciółka mogłyby dokończyć tego bloga. 
To chyba tyle. Mam Was wszystkich w moim serduchu. Wy i wasze komentarze na zawsze pozostaną w mojej głowie, nigdy ich nie zapomnę.
No to prawdopodobnie ostatnią stronę tej dziwnej książki czas zamknąć i zastawić za sobą to co było, i żyć chwilą. 
Adiós mis amigos :"( Te quiero <3
Besos :*

poniedziałek, 29 września 2014

Mała przerwa...

Hej :D Sorki za to, że tak długo nie dodaję rozdziału. Zaczęła się szkoła, a wraz z nią masa nauki (miałam już kartkówkę z wszystkich przedmiotów, czy to normalne? xD). Do tego ogrom konkursów, w których wręcz muszę wziąć udział :D Ale to szczególnie lenistwo u mnie szefuje i nie chce mi się ruszyć tyłka, i iść po laptopa. Mam coraz mniej pomysłów, a każdy jaki mi przyjdzie do głowy wydaje się tak nijaki. Powoli zastanawiam się czy nie szukać kogoś do pomocy, bo jakby nie było co dwie głowy to nie jedna. Ale to jeszcze nie jest pewne, ponieważ na początku bloga postanowiłam poprowadzić go do końca sama, no ale, nie przewidziałam tego, że ze mnie zrobi się taki wielki leń bez weny.
Co do następnego rozdziału mam napisany początek i dalej nie wiem kompletnie co napisać, ale może to przejdzie i spróbuję szybko wstawić rozdział, a jak nie to będę szukała kogoś do pomocy.
A teraz coś z innej beczki. Rozwala mnie niewiedza niektórych ludzi. Gdy dzisiaj rozmawiałam sobie z moją sąsiadką to ona wywaliła do mnie z takim tekstem: "Naprawdę mieszkałaś w Polsce? Ale Ci zazdroszczę! Też zawsze chciałam mieszkać wśród pingwinów!". Ok, ja wiem, że Polska to nie są jakieś tropiki i, że graniczy morzem ze Skandynawią, ale bez przesady! Pingwiny w Polsce?! WTF?! Nie ma to jak spać na lekcjach geografii i w ogóle nie wiedzieć gdzie jest jaki klimat.
Zwałowe jest też to, że u Was zaczęła się niedawno jesień, a u mnie niedawno skończyła się zima, a zaczęła wiosna. Nie ma to jak w zimie czuć się jak na końcu wiosny. Serio temperatura sięgała prawie 20°C!
Ps. Lece bo kończy mi się przerwa :D Tak, wiem nie ma to jak pisać posty na przerwie w bibliotece i szukać polskich znaków w Google xD. 
Papatki misiaczki :*

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 60 "To miłość taka, która zostaje na wieki, a nie zanika po paru latach. Przynajmniej mam pewność, że jeżeli będę z nim, to z miłości, a nie z przyzwyczajenia."

Spotkania z przyjaciółmi są cudowne, ale najlepsze są te, które odnawiają straconą wcześniej przyjaźń. Myślimy, że już nigdy nie uda nam się odzyskać tej relacji, ale tak naprawdę tylko wmawiamy to sobie. Wystarczy tylko podejść do konkretnej osoby i poprosić o wybaczenie. Niby to takie proste, a jednak prawie nikt nie próbuje uratować swojej przyjaźni, bo każdy ma swoją dumę. Jeszcze wczoraj rano wyśmiałabym każdego, kto próbowałby mi wmówić, że ja i Austin się pogodzimy. To wydawało się takie nierealne, takie odległe. Po jego wcześniejszych wyznaniach nasza przyjaźń była stracona. Nie widziałam dla nas żadnej przyszłości. A teraz...Teraz, gdy tylko pomyślę o nim, to mam ochotę śpiewać, tańczyć i przytulać pierwszą osobę jaka napatoczy się pod moje nogi. To dziwne uczucie. Nie wiem jak to zrobiłam, że tak szybko odnowiłam do niego moje uczucia, ale wiem, że muszę o niego walczyć. Nie mogę pozwolić na to, żeby znowu mi go ktoś odebrał. Wtedy, gdy z nim zrywałam byłam po prostu głupia. Podjęłam zbyt pochopnie tą decyzję i teraz tego żałuję. Wcześniej myślałam, że Violetta, to dobra dziewczyna i, że Austin będzie z nią szczęśliwy. Oddałabym wszystko za jego uśmiech. Kocham tylko jego. To on jest moją miłością. Miłością taką, która zostaje na wieki, a nie zanika po paru latach. Przynajmniej mam pewność, że jeżeli będę z nim, to z miłości, a nie z przyzwyczajenia.
-Otworzę!-krzyknęłam słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłam je i z uśmiechem spojrzałam na osobę za nimi. Stała tam Trish. Przyszła po mnie i po Bailey do szkoły. No tak...znowu szkoła. Trudne jest życie nastolatka. Ale cóż zrobić?
-Gotowe?- zapytała uśmiechnięta czarnowłosa.
-Pewnie.-powiedziała Bailey, która stała tuż obok mnie. Wyszłyśmy z wielkim uśmiechem na twarzy. Bardzo cieszyłyśmy się ze swojego towarzystwa. Każda chwila spędzona razem jest do nas ważna. Nie przeżyłybyśmy bez siebie długo. Przyjaciel, to taki dziwny człowiek. Wszystko o tobie wie w szczegółach, a mimo to bardzo cię lubi.
Dochodziłyśmy już pod sam budynek szkoły. Uśmiech cały czas nie schodził nam z twarzy. Wydawałoby się, że nic nie zburzy naszego szczęścia.
-Em...Ally może wejdziemy tylnym wejściem?-zapytała zakłopotana Trish.
-Ale dlaczego? Nie możemy wejść do szkoły jak normalni ludzie?-zapytałam.
-Ee...nie bo...tam jest ślisko! Jeszcze się poślizgniemy i coś złamiemy.-powiedziała Bailey.
-No, a inni jakoś wchodzą tamtędy.-powiedziałam spoglądając na sochy i wtedy zrozumiałam dlaczego tak dziwnie się zachowywały. Stała tam Violetta z Austinem.
-Oj i o to tyle krzyku? To mnie już nie rusza. Wiem, że są tylko przyjaciółmi.-powiedziałam spoglądając na rozśmianą Violettę. Uśmiechała się do niego tak uwodzicielko, że mnie od środka zaczęła zżerać zazdrość. Spojrzałam na nią zabójczym wzrokiem i odwróciłam się do moich przyjaciółek.
-Zaufanie jest najważniejsze, aczkolwiek to jest wyjątek i nic się nie stanie jak ich podsłucham.-powiedziałam biegnąc po cichu w ich stronę, a one ruszyły za mną. Schowałyśmy się za najbliższym krzakiem i słuchałyśmy.
-Austin nie rozumiem po co ty wychodzisz gdzieś z tą całą Dawson. Nie widzisz jaka ona jest?
Już zapomniałeś jak ją zawsze nazywałeś? Co, może teraz się tego wyprzesz?
-Ja nie ukrywam tego co o niej mówiłem. Może powiedziałem, że zachowuje się jak dziwka bez serca. Tylko szuka okazji, żeby znaleźć sobie nowego, bo po paru tygodniach już każdy się jej nudzi, że zachowuje się jak jakaś księżniczka...-dalej już nie słuchałam. Miałam już tego wszystkiego dość. Nie rozumiem Austina. Raz mówi, że chce do mnie wrócić, a potem, obgaduje mnie za plecami. On jest fałszywy. To czas, żeby raz na zawsze zerwać z nim kontakt. Nie mogę się przyjaźnić, a co dopiero być z kimś takim jak on.
Krocząc korytarzem, szybko mrugałam, żeby się nie popłakać.. Oczy miałam zaszklone, a policzki czerwone od złości. W jednej chwili byłam smutna i wściekła. Nie wiem jak mogłam zaufać tak fałszywej osobie.
-Hej Ally. Coś się stało? Dzisiaj w ogóle się do mnie nie odezwałaś. -powiedział Austin, podchodząc do mnie, a ja nie patrząc na niego, wyminęłam go. Wszystko byłoby dobrze, gdyby on nie złapał mnie za rękę.
-Nie dotykaj mnie! -powiedziałam wyrywając dłoń.
-Ale co się stało?
-Z tego nie muszę ci si chyba tłumaczyć!
-Ale dlaczego jesteś na mnie obrażona?
-Dlaczego?! Sam powinieneś to wiedzieć!
-Nie rozumiem o co ci chodzi?
-O ten tramwaj co nie chodzi!
-Ally!-krzyknął już troszkę wkurzony chłopak.
-Austin!
-Powiesz mi w końcu?
-A co mówiłeś dzisiaj Violi przed szkołą?-zapytałam, a on się zamyślił, a potem zrobił zdziwioną minę.
-Słyszałaś?
-Wiesz....takie wyznania dotyczące tego co myślisz o danych ludziach mógłbyś zostawić dla siebie, albo przynajmniej nie gadać tego przed szkołą.-powiedziałam odchodząc.
-Ally, ale to nie tak!-krzyknął za mną, ale ja tylko pomachałam mu na odchodne nie patrząc na niego. Co on sobie myśli? W końcu wiem co o mnie sądzi. Nawet nie potrafi powiedzieć mi tego prosto w twarz. Jest zwykłym tchórzem bez uczuć. Jestem na niego strasznie wścieła. Jak można być takim idiotą?! Nienawidzę go! Szkoda, że nie dostrzegłam jego prawdziwego oblicza przed zakochaniem się w nim. To Dez wpakował mnie w te bagno. Austin tutaj do niego przyjechał, a nie do mnie. Boże, na ilu ludziach muszę się jeszcze zawieść, aby zrozumieć, że nie warto się nimi przejmować?
Przez emocje, które mną targały postanowiłam odpuścić sobie dzisiejsze lekcje. Tak, Ally poszła na wagary i to nie pierwszy raz. Na lekcji w ogóle bym się nie skupiła, a może nawet bym się popłakała. Mimo że próbuję udawać twardą, to i tak gdzieś w środku jestem tą samą wrażliwą dziewczyną co kiedyś. Chodziłam sobie właśnie po parku, trzymając ręce w kieszeniach i patrząc  na piękną otaczającą mnie zieleń. Szkoda, że u nas w Miami zawsze jest ciepło. Czasami żałuję, że nie mieszkam w państwie, w którym są cztery pory roku. Teraz pewnie byłaby jesień. Z drzew opadałyby liście, pogoda byłaby coraz chłodniejsza, a zwierzęta zbierałby zapasy na zimę.
-Już niedługo zaatakuje. Ciesz się tą wolnością puki ją masz, bo powoli ci się kończy.-powiedział ktoś, tuż obok mojego ucha. Gwałtownie odwróciłam głowę i spostrzegłam tam Zacka.
-Co? O co ci chodzi? Co masz na myśli? Nie możesz w końcu dać mi spokoju?
-Oj złotko widzę, że nic nie rozumiesz. Za niedługo znowu będziesz moja i tylko moja, i nie obchodzi mnie czy ty tego chcesz czy nie.-powiedział śmiejąc się.
-Ty jesteś nie normalny!
-Ojć złotko. Mów sobie co chcesz, ale ja i tak nie odpuszczę.-powiedział przybliżając się do mnie, ale ja gwałtownie go odepchnęłam.
-Nie pozwalaj sobie!-krzyknęłam.
-Kochanie...Nie zgrywaj takiej niedostępnej.
-Nie mów do mnie kochanie! I z łaski swojej weź się ode mnie odczep!
-Nie mógłbym tego zrobić. Bo za bardzo mnie pociągasz.-powiedział próbując mnie pocałować, ale ja dałam mu z liścia.
-Kotku przesadziłaś!-wysyczał łapiąc mnie za nadgarstki. Już wyciągał rękę żeby mi coś zrobić, ale na szczęcie podbiegł do nas Leon i wyszarpał mnie z uścisków Zacka.
-Ty chyba dawno w mordę nie dostałeś!-wrzasnął Leon.
-Nie wiem kim jesteś kolesiu, ale weź się odpierdol od mojej dziewczyny.-powiedział łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w swoją stronę.
-Pff...dziewczyny?! Tobie się coś chyba w głowie poprzestawiało!-oburzyłam się.
-Ale kochanie. Co ty opowiadasz?
-Weź się od niej odwal bo zadzwonię na policję!
-Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Nie musisz wzywać psów, ja już się ulatniam.-powiedział podnosząc ręce. Zack zniknął z mojego pola widzenia, ale mimo to, ja i tak nie potrafiłam dość do siebie. Zastanawiała mnie, co by się stało gdy nie zjawił się Leon. Chwila...co właściwie robi tu Leon?
-Leon...a ty nie masz teraz lekcji?
-Mam. Zresztą tak samo jak ty.-powiedział. No tak, wagary.
-Dziękuję ci. Gdyby nie ty, to nie wiem co by się teraz ze mną stało.
-Nie ma za co. Ale co to był za chłopak?
-To...mój były. Kiedyś mnie zdradził, a teraz chce do mnie wrócić.
-Zrobił ci coś?
-Nie...-powiedziałam chowając swoje zaczerwienione nadgarstki. Nie chciałam żeby wiedział, że on mi grozi. Wtedy kazałby mi iść z tym na policję, a ja tego właśnie chcę uniknąć. Zack zapewne dowiedziałby się, że na niego doniosłam, a wtedy to już by na serio było po mnie. On jest nieobliczalny.

Narrator

Dwójka wagarujących przyjaciół zmierzła właśnie w kierunku szkoły. Trwali w milczeniu. Sytuacja która miała miejsce przed chwilą siedziała cały czas w ich głowach. Jeden z dwójki przyjaciół był strasznie wystraszony. Wiedział, że te groźby nie ustaną tak szybko. Drugi zaś wiedział, że ta sytuacja jest poważna i nie może patrzeć na to z daleka. Tymczasem pewien chłopak o imieniu Zack knuł właśnie plan, żeby wyeliminować z gry wszystkie przeszkody i zdobyć swoją byłą.

Federico

Park, to miejsce do którego ludzie przychodzą, żeby zaznać spokoju. Przychodzą tutaj grupkami, parami i w pojedynkę. Często przychodzą tu się wypłakać, lub obmyśleć sprawy, które dręczą ich myśli. Ja bardzo lubię to miejsce. We Włoszech był według mnie najpiękniejszy park na świecie. Bardzo tęsknię za Rzymem, za Europą, za Italią...Niestety musiałem się przeprowadzić. Wyprowadziłem się gównie przez Violette. To jej rodzina załatwiła mojej wizę, pracę i dom. Castillo ściągnęła mnie tu bo ma niby jakiś chytry plan. Nawet sam nie wiem co to za plan, ale mam jej w tym pomóc, a ja nie mogę jej odmówić, bo przyjaźnie się z nią od dziecka. Przyjaciele powinni sobie pomagać. Ona też mi bardzo pomogła. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi czegoś, czego będzie później żałować. Już nie raz przez takie coś cierpiała. Pamiętam jak kiedyś była bardzo miłą i pomocna dziewczyną, ale od kiedy jej matka zmarła stała się taka...taka...zimna i zamknęła się w sobie. Nie ma ochoty zawierać nowych znajomości, co kiedyś bardzo lubiła. Bardzo jej współczuję, zrobiłbym dla niej wszystko, ale niestety mamy jej nie zwrócę.
Siedziałem właśnie na ławeczce położonej obok pięknego oczka wodnego. Wpatrywałem się w pływające w nim kaczki. Nagle usłyszałem piękną melodie i czyjś anielski głos. Odwróciłem głowę w prawo i ujrzałem siedzącą do mnie tyłem blondynkę. Grała na gitarze i śpiewała piękną piosenkę o miłości. Dostawałem gęsiej skórki gdy słyszałem jej głos, a serce drżało mi jak oszalałe. Czułem się tak, jak jeszcze nigdy do tond. Czułem jakby coś gniotło mi moje narządy wewnętrzne, czułem jakby to były motylki, które chciały rozerwać mój brzuch. Czy to możliwe, że zauroczyłem się w dziewczynie której nie znam? A może tylko reaguję tak na jej piękną barwę głosu? Już chciałem wstać z ławki i podejść do tej  dziewczyny, ale w tym momencie podszedł do niej jakiś chłopak z czapką z daszkiem i słuchawkami na szyi. Wstała, przytuliła go i biorąc gitarę wyszła z nim z parku. To pewnie był jej chłopak, czyli nie mam u niej żadnych szans.

Leon

Wiem, że nie robię dobrze próbując oddalić Ally od Austina, ale ja ją...kocham. Zakochałem się w niej już w przedszkolu. Mimo upływu tylu lat moje uczucie do niej nie wygasło. Wciąż jest tak samo mocne i rażące jak dawniej. Ona niestety zakochała się w Austinie, ale ja będę robić wszystko, żeby ją zdobyć. Przekonała mnie do tego Violetta, która chodziła kiedyś z Austinem. Wiem jak bolało ją rozstanie z nim. Obiecywał jej, że po przeprowadzce do Miami nadal będzie utrzymywał z nią kontakt, ale niestety tak się nie stało. Viola chce się teraz na nim zemścić. Nagle moja kieszeń spodni zawibrowała. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Viola. Ciekawe czego znowu ta wredna małpa chce.
-Nie zgadniesz co się stało! Ally słyszała jak Austin mówił o niej jak o jakiejś szmacie!
-To dla tego była taka smutna...
-A co widziałeś się z nią?
-Tak. Pocieszyłem ją i obroniłem przed jakimś kolesiem. Musimy na tego szczyla uważać, bo on może zniszczyć nasz plan.
-Kurde, ona ma więcej adoratorów niż myślałam. W czym wy się tak kochacie? Ale tak poza tym to strasznie się cieszę, że nasz plan ma takie pozytywne dla nas skutki. Gdybym mogła to wyściskałabym cię teraz z całej mojej siły.-powiedziała, a ja po chwili się rozłączyłem. Z jednej strony cieszyłem się z naszego planu, a z drugiej  było mi strasznie szkoda Ally, przecież jestem jej przyjacielem i niepowianiem spiskować przeciwko niej. 
_______________________________________________________________________________
Hejo moje Miśki! Przepraszam, że tak bardzo spóźniłam się z rozdziałem, ale przez te wakacje złapał mnie taki wielki leń, że po prostu nic mi się nie chce i na dodatek ta przeprowadzka...Nie zaczęło mi się tu podobać od pierwszego dnia czyli od wczoraj. Nie ma to jak pokłócić się ze swoim sąsiadem w swoim wieku już pierwszego dnia. Co do rozdziału to...zepsułam go. Wiem, że mógł być lepszy. Przepraszam, że publikuję takie coś, ale na razie nie jestem w stanie nic innego napisać. Powoli zaczynam wprowadzać resztę moich bohaterów. A tym co mają wonty do bohaterów to wyobraźcie sobie kogoś, kogo chcielibyście w tym opowiadaniu i zamiast czytać np. Federico czytajcie i myślcie, że to np. jakiś  James, albo jakoś inaczej, a nie wyzywać mnie, że oglądam za dużo Violetty czy coś w tym stylu.
A teraz o czymś innym. Gdy ostatnio przeglądałam filmiki o Auslly i Raurze natknęłam się na taką parę:"Larker" To połączenie naszej Laury i Parker'a Mack. Moja pierwsza reakcja to oczywiście mina "WTF?!". Zaraz zaczęłam dogłębnie badać tą sprawę i dowiedziałam się, że oni będą grać razem w filmie, który prawdopodobnie wyjdzie w tym roku. A zwie się on: A Sort of Homecoming.
A oto fragment tego filmu:
 Wiem, że być może to nie świeże informacje i, że większość z Was o tym wie, ale publikuję to, dla tych co nie wiedzą.

Ps. Nienawidzę tych przeklętych różnic czasowych! U Was jest teraz pewnie 17:00, a u mnie dopiero 12:00.
 

sobota, 26 lipca 2014

Walczymy o koncert R5 we Wrocławiu!!!

Dowiedziałam się, że na jednej z Wrocławskich stronach internetowych odbywa się właśnie głosowanie na artystę bądź zespół który zagra w 2015 roku we Wrocławiu. Zachęcam Was wszystkich do głosowania. Pokażmy, że to w Polsce jest największa R5Family.
R5 znajduje się aktualnie na 22 miejscu. Głosować można do 31 lipca, a więc myszki w dłoń i klikamy na R5!
 
Na podium znajdują się:
-Martina Stoessel,
-One Direction,
-One Ok Rock,
 
Być może będzie ciężko pobić czołową trójkę, ale co to dla nas!
 
Głosować możemy na trzy różne sposoby. A mianowicie:
 
"- Klikając na GazetaWroclawska.pl - z jednego komputera można oddać pięć głosów dziennie, każdy klik to jeden głos
- Za pośrednictwem naszej aplikacji na Facebooku - tu także oddajemy maksymalnie pięć głosów dziennie, ale każdy głos mnożymy razy dwa
- Wysyłając SMS o treści podanej przy nazwie danego wykonawcy - można wysłać dowolną liczbę wiadomości, a każdy SMS to aż 5 głosów za lub przeciw danemu artyście."
 
Głosować możecie na tej stronie:
 
 
 
 
 
 
Ps. Gratuluję wszystkim V-Lovers i Tinistas chociaż informuję, że my R5Family nie poddamy się!



wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 59 "Popełniłam wiele błędów i nie raz powiedziałam coś nie tak, ale nigdy nie powiedziałam komuś, że go kocham nie wierząc w to."

Niekiedy życie sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, a innym razem wpadamy w czarną rozpacz. Należy polegać tylko na sobie. Często ci, którym ufamy i na których liczymy zawodzą nas. Życie nie jest takie łatwe i chęć osiągnięcia zwycięstwa sprawi, że wszystko nam się uda. Moje zwycięstwo osiągnę gdy uda mi się zapomnieć o Austinie. Powinnam częściej myśleć o Leonie, bo to on naprawdę mnie rozumie, on mnie nigdy nie skrzywdzi. W Verdasie byłam już kiedyś zakochana, więc nie muszę się bardzo wysilać, żeby znowu się w nim zakochać. Wierzę, że Leon pomorze mi zapomnieć o Austinie. Leoś jest bardziej delikatny i kochany, a Austin ma takie piękne oczy i uśmiech...chwila, chwila. Jaki Austin? Boże Ally o czym ty myślisz?! To Leon ma piękne oczy i uśmiech. Nie no Ally nie oszukuj się. Przecież dobrze wiesz, że to ten blondynek ci się podoba. Ale dlaczego on jest taki chamski? Wole takiego Austina jakiego spotkałam prawie dwa lata temu. To wszystko przez Violette! Ona go wczoraj specjalnie pocałowała jak mnie zobaczyła! Ja to wiem. Jejku, jak ja jej nie lubię! Ale najgorsze jest to, że Austin jej nie odepchnął. Teraz wiem, że on do mnie nic nie czuje.
-Ally! Ally! Nad czym tak myślisz? Patrz co robisz? Rozerwałaś soczek w kartoniku i wylałaś go sobie na tace!-głos Trish przywrócił mnie na ziemię. No tak. Jak zwykle zapomniałam, że jestem z w szkole. 
-Kurde, zalałam sobie całą kanapkę. Chcesz to? -zapytałam podając Patrici mokrą tackę, a ta z obrzydzeniem pokręciła przecząco głową.
-No wiesz co? Ale z ciebie przyjaciółka? -powiedziałam uśmiechając się.
-Idę to wyrzucić.-oznajmiłam po chwili. Wracając do stolika zauważyłam parę gołąbeczków. Violetta trzymała rękę na klatce piersiowej Austina, a on szczerze się do niej uśmiechał. Miałam ochotę tam podejść i zdjąć ten uśmieszek z jego buźki, ale nie mogłam tego zrobić, coś nie pozwalało mi tam pójść. W pewnym momencie podszedł do mnie Leon.
-Na co tak patrzysz?-zapytał kładąc rękę na moje ramie.
-Na nic.-powiedziałam i zauważyłam, że Austin na mnie patrzy. W tamtym momencie chciałam mu pokazać, że nie tylko on ma mnie w czterech literach. Z napadu emocji nie wiedziałam co zrobić, a pierwsze co przyszło mi na myśl, to pocałować Leona. Bez chwili zastanowienia zrobiłam to. Nasz pocałunek był ciepły i czuły. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało, ale coś mi w nim brakowało. Pocałunek był krótki, trwał zaledwie 3 sekundy. Twarz Austina wyrażała wielkie zdziwienie i rozczarowanie. I dobrze mu tak. Niech wie jak to boli. Popatrzyłam dumnie na Austina i wróciłam do stolika. Moje przyjaciółki patrzyły na mnie zaskoczone, ale też zadowolone.
-Ally nie znałam cię od tej strony.-powiedziała uśmiechnięta Bailey.
-No właśnie ja też nie.-powiedział z żalem Leon.
-Przepraszam. -powiedziałam i odeszłam od stolika. Teraz do mnie dotarło co zrobiłam. Zachowuję się jak jakiś potwór! Nie powinnam do tego mieszać Leona. Przecież on nie jest niczemu winien.
-Ally nie musisz przepraszać. Wiem, że pocałowałaś mnie żeby dopiec Austinowi, ale nie wiem po co. Przecież powiedziałaś, że on już cię nie obchodzi. Nie ukrywam, poczułem się wykorzystany. Chciałbym żebyś następnym razem pocałowała mnie jak będziesz tego naprawdę chcieć.
-Wiem, ja cię za to bardzo przepraszam, ale to było pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Dobra. Zapomnijmy o tym.-powiedział rozkładając ręce dając mi przy tym możliwość przytulenia się do niego. Kocham w nim to, że zawsze potrafi mi wybaczyć. Nasze "czułości" przerwał dzwonek informujący, że przerwa się kończy i trzeba iść na lekcje. Nikt nie był tym zadowolony, ale ja najbardziej. Teraz jest matematyka. Może i całkiem nieźle radzę sobie z tego przedmiotu, ale same słuchanie pani Johnson obrzydza mi ten przedmiot.
Lekcja minęła w miarę spokojnie. Oczywiście nie obyło się bez wzywania do tablicy i opitalania innych, w tym mnie o byle jaką błahostkę. Po lekcji Johnson wezwała do siebie Trish, Bailey i Leona. Prędko wygoniła resztę z szali i z hukiem zamknęła drzwi. Ojć, nie chciałabym być teraz w skórze moich przyjaciół. Nie wiem co nabroili beze mnie, ale nie spocznę puki się nie dowiem. 
Kroczyłam samotnie korytarzem przyglądając się uważnie twarzom uczniów. Nudziłam się potwornie. Nie miałam się do kogo odezwać, mimo że byłam bardzo popularna w tej szkole. Wszyscy moi przyjaciele zostali "uwięzieni" w sali od matematyki i do teraz nie wyszli. Kto wie czy oni jeszcze żyją? W sumie z moich przyjaciół został jeszcze Dez, ale on dzisiaj się do nas praktycznie nie odzywał. Teraz Deza zaczęła zmieniać ta przeklęta Natalia. Nosz kurde, najpierw Austin teraz Dez. Co się dzieje z tymi facetami? Czy oni lecą tylko na tonę tapety na gębie? Widocznie tak. Ale przynajmniej Leon taki nie jest.
-Hej. Nie wiesz może, w której sali zawsze uczy pan MacKanzie? Bo wiesz jestem nowy w tej szkole i jeszcze wszystkiego nie ogarnąłem.-zapytał mnie chłopak o przepięknych oczach i włoskich rysach twarzy.
-W sali 12. A tak poza tym to jestem Ally. -powiedziałam uśmiechając się i podając chłopakowi rękę.
-A ja Federico.-powiedział ściskając moją dłoń.
-Skąd jesteś? Bo nie wyglądasz mi na Amerykanina.
-Z Włoch.
-Długo mieszkasz tu, w Miami?-zapytałam.
-Nie. Mieszkam tu od paru dni.
-Aha. A zwiedziłeś już wszystko?-zapytałam, ale Fede nie zdążył mi odpowiedzieć, bo podszedł do nas Austin.
-Co? Teraz chcesz Federica owinąć sobie wokół palca? Pobawisz się nim i rzucisz go tak jak wszystkich?-zapytał stając na przeciwko mnie.
-Ale o co ci chodzi Austin? Fede się mnie tylko spytał gdzie uczy jakiś tam nauczyciel. I masz pecha, ja nie jestem taka jak ty. Nie bawię się uczuciami innych. Zerwałam z tobą, bo widziałam jak ślinisz się na widok Violetty.
-Na pewno. Lepiej powiedz, że mnie zawsze okłamywałaś mówiąc, że mnie kochasz! Czekałaś tylko jak nadarzy się ciekawa sytuacja żeby zostawić mnie dla innego!-wrzasnął.
-Popełniłam wiele błędów i nie raz powiedziałam coś  nie tak, ale nigdy nie powiedziałam komuś, że go kocham nie wierząc w to.-powiedziałam spokojnie, ale on znowu musiał dowalić oliwy do ognia. W taki właśnie sposób ni stąd ni zowąd zaczęliśmy się na siebie wydzierać. Wokół nas zrobiła się niezła gromadka ciekawskich gapiów. Federico próbował nas uspokoić, lecz niestety nie wychodziło mu to za bardzo. Rozdzielili nas dopiero jak "przylecieli" do nas Trish, Bailey, Leon, Dez, Natalia i Violetta. Zaprowadzili nas w zupełnie inne strony szkoły. Bailey i Leon zaprowadzili mnie na jadalnie. Dziwne tylko, że nie było z nami Trish. 
-Ally, co ci przyszło do głowy, żeby wydzierać się na środku korytarza?-zapytała Bailey.
-To on zaczął! A poza tym, od kiedy ty zachowujesz się jak moja matka?
-Od wtedy, kiedy zrozumiałam, że takie zachowanie ci bardzo szkodzi.-powiedziała wychodząc z jadalni.

Trish

Zachowanie Ally i Austina już naprawdę wyprowadza mnie z równowagi. Czy oni nie mogliby się w końcu pogodzić? Nie mówię, że mają do siebie wrócić, ale mogliby przestać się kłócić. Zaraz po tej całej ich kłótni zostałam na korytarzu wraz z chłopakiem, który wcześniej rozmawiał z Ally. Postanowiłam obgadać z nim mój plan pogodzenia Auslly.
-Hej. Ja jestem Patricia, przyjaciółka Ally. Mam plan pogodzenia Austina i Ally, i myślę, że ty mi w tym pomożesz.
-Ja jestem Fede i ok pomogę ci, ale jaki to plan?-zapytał uśmiechając się promiennie.
-Dowiesz się w swoim czasie.-powiedziałam ciągnąc go za rękę.

Ally

Wszyscy mi mówią, że mam przestać się ciągle kłócić z Austinem. Ale jak mogę przestać skoro to on zaczyna? Co mam pozwalać mu się obrażać? Ja już nie jestem taka jak kiedyś. Już nie boję się odezwać do kogoś. Kiedyś pozwalałam sobą pomiatać, ale te czasy już dawno minęły. W pewnym momencie na jadalnie weszła Trish.
-Ally w co się ubierasz na imprezę?-zapytała ze spokojem.
-Jaką impreze?-zapytałam zdziwiona.
-No tą hallownową.
-Kiedy ona jest?
-Noooo....w halloween.
-Czyli?
-Czyli za dwa dni.
-Uff co minie straszysz? Ja myślałam, że dziś. A co do ubioru to nie wiem.
-To chodź. Obgadamy to gdzie indziej.-powiedziała ciągnąc mnie za rękę.
-Ale nie możemy tego obgadać tutaj?
-Nie, nie. Chodź. Co tak wolno? Moja babcia szybciej chodzi.
-Po co wchodzimy do schowka na szczotki?-zapytałam, ale czarnowłosa mi nie odpowiedziała tylko bezczelnie wepchnęła mnie do schowka. Tam czekała mnie niemiła niespodzianka. W środku o ścianę opierał się Austin. Widząc jego wyraz twarzy stwierdziłam, ze też nie był zadowolony moim widokiem. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i patrzył na mnie zdziwiony.
-Co ty tu robisz?!-zapytał jak zwykle wrzeszcząc.
-Ciebie mogłabym spytać o to samo.-powiedziałam zachowując spokój.
-Czy ty musisz za mną łazić?! Nie możesz zostawić mnie w spokoju? 
-Ja za tobą łażę?! Chyba cię jaja swędzą! Co ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty?
-A weź ty się może przymknij trochę, bo od twojego jazgotu mnie aż głowa boli!
-To to ty się zamknij!-powiedziałam próbując otworzyć drzwi, lecz niestety były zamknięte na klucz. O nie, czyli to oznacza, że ja i ten palant zostaliśmy uwięzieni w jednym pomieszczeniu bez okien.
-Nieeee!-krzyknęłam.
-Czego drzesz japę?! W końcu zrozumiałaś, że twój mózg sięga rozmiarów orzeszka?- powiedział śmiejąc się.
-Czy mógłbyś mnie w końcu przestać obrażać. I lepiej myśl jak się stąd wydostać, bo jak na razie, jesteśmy tu uwięzieni.
-Nieeee!-tym razem on krzyknął.
-No i czego drzesz japę?!-zapytałam przedrzeźniając go.
-Cicho Dawson!
-Po nazwisku, to po pysku Moon!
-I kto to mówi!
-Oj cicho być! Nie odzywaj się do mnie!-powiedziałam wkurzona i usiadłam na podłodze obok szafki z mopami. Siedzieliśmy tak w ciszy z jakieś 15 minut. Lekcje już dawno zdążyły się zacząć. Ja miałam teraz muzykę, więc nie musiałam się martwić o nieobecność na lekcji, bo w sali panuje taki harmider, że pani Brown nie może nawet sprawdzić obecności. 
Siedziałam kołysząc się i nucąc melodyjkę wymyślaną przed chwilą przeze mnie. W pewnym momencie usłyszałam głośny huk zaraz obok mnie. Okazało się, że to Austin kopnął nogą w szafę z mopami i miotłami. Pech chciał, że szafa się otworzyła i wszystkie narzędzia do  sprzątania spadły na blondyna. Ja wybuchłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się tarzać po ziemi ze śmiechu, a po chwili dołączył do mnie Austin.
-Dlaczego nie może być tak cały czas? Musimy się ciągle kłócić?-zapytałam gdy się ogarnęliśmy.
-W sumie to nie wiem czemu się kłócimy. Wiem, że dzisiaj wkurzyłem się, bo pocałowałaś Leona.
-A to cię chyba nie powinno interesować. Przecież my już nie jesteśmy razem, a poza tym ty masz Violette.
-Ally, ty wiesz, że ja cię ciągle...
-Em...Austin nie. Tak nie może być.
-Ok ale powiedz mi dlaczego pocałowałaś Leona.
-Bo ty wczoraj pocałowałeś Viole.-powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
-Że co? Kto ci to powiedział? Ja wczoraj nigdzie nie spotkałem się z Violą.
-Austin...widziałam cię.
-Ale widziałaś moją twarz?-zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową.
-No właśnie. Czyli nie masz żadnej pewności, że byłem to ja.
-Dobra zapomnijmy o tym.
-Ally? A dlaczego nie możemy być parą?
-Bo my się ciągle ranimy. Zrozum. Nam po prostu nie jest pisane być razem.
-Ok, rozumiem to. A więc...przyjaciele?-zapytał.
-Tak. Przyjaciele.-powiedziałam przytulając się do niego, co wyglądało dwuznacznie.
-Em...tak chyba nie przytulają się przyjaciele.-powiedziałam odrywając się do niego i w tym momencie otworzyły się drzwi, a stali w nich Trish, Bailey i Federico.
-No nareszcie się pogodziliście.-powiedziała zadowolona Patricia.
-Już się nie dało słuchać tych waszych kłótni.-dodała Bailey.
-To wasza sprawka?-zapytałam jednocześnie z Austinem.
-Tak. Zrozumcie. Musieliśmy to zrobić. To dla waszego dobra.-powiedział Federico.
-Podsłuchiwaliście nas?-zapytałam
-Eee...nieee.-powiedzieli niewinnie się uśmiechając.
-A mi się coś zdaje, że tak.-powiedział Austin.
-Wcale nie!-powiedzieli powoli się wycofując. Na mojej twarzy w końcu zagościł uśmiech, ale to nie tylko dlatego, że pogodziłam się z Austinem, ale też dlatego, że on tak naprawdę nie pocałował Violi. A więc kim był ten chłopak?
-Nad czym tak myślisz?-zapytał Austin.
-Em...nad niczym. Ja już idę na lekcje.-powiedziałam chcą wyminąć Austina, ale ten mnie zatrzymał.
-Ej, Ally, a może wyskoczymy gdzieś dziś po szkole?
-Eee..., ale tak we dwójkę?
-Jeśli nie chcesz to możemy iść całą paczką.
-A kogo wliczasz do tej paczki? Bo jak Violette to ja nie idę, a jak Natalię, to Trish nie idzie.
-Jeśli chcesz możemy iść bez nich. Oczywiście jeśli z nami nie będzie Leona.-powiedział uśmiechając się.
-Ok. O której?-zapytałam.
-O 16 wpadniemy po ciebie, Bailey i Trish z Federico i Dezem.
-Ok, ja lecę.-powiedziałam przyśpieszając kroku, żeby przed przerwą zdążyć do sali. W głębi duszy skakałam ze szczęścia na wieść o dzisiejszym spotkaniu. Miałam teraz ochotę śpiewać na cały głos i tańczyć ile wlezie, ale mogłabym się narazić na tygodniową kozę, za zakłócanie spokoju w szkole. Cała rozpromieniona weszłam do sali muzycznej. Pani Brown chodziła po sali grając na gitarze, a reszta klasy siedziała na ławkach i śpiewała. Westchnęłam cicho i usiadłam obok rozśpiewanego Leona. Jego śpiew brzmiał niezwykle czysto, mogłabym słuchać go godzinami. Pamiętam jak w przedszkolu ciągle śpiewaliśmy razem. Przyglądałam mu się chwilę z uśmiechem i dołączyłam do śpiewających. Nie wiem jak ja mogłam pomyśleć, że mnie i Leona mogłoby łączyć głębsze uczucie. Kocham go, ale tylko jako brata. Nie chcę go ranić i muszę mu powiedzieć, że my nigdy nie będziemy razem. Tylko jak?
-Ally. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?-zapytał gdy skończyliśmy śpiewać.
-Emm...dzisiaj nie mogę, bo...przyjeżdża do mnie ojciec z moim bratem.-skłamałam.
-Co? Przecież ty nie masz brata.-powiedział mrużąc oczy.
-Urodził mi się parę tygodni temu. Nie mówiłam ci?
-Nie. Ale mniejsza o to. Powiedz mi lepiej z kim idziesz na imprezę halloweenową?
-Jak na razie z nikim.
-No to może poszłabyś ze mną?
-Ale my...
-Pójdziemy jako przyjaciele.
-Ale...
-Proszę zrób to dla mnie.-powiedział robiąc minę kota ze shreka, a ja nie potrafiłam mu się sprzeciwić. 
-No dobra...-powiedziałam unikając jego wzroku. 
-Coś się stało?-zapytał i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. 
-Nie, nic się nie stało. Pa.-powiedziałam i szybko wyszłam z sali szukając Trish i Bailey.  

Parę godzin później

Biegałam po moim pokoju w te i we te panikując, że wyglądam jak jakiś żebrak. Do 16 zostało jeszcze 10 minut, a ja wciąż nie wiedziałam w co się ubrać.
-Ally! Co ci się dzieję?-zapytała Bailey.
-Nie wiem w co się ubrać!-krzyknęłam spanikowana.
-Jeju i o to tyle krzyku. Boże, dziewczyno idź w tym.-powiedziała wskazując na moje teraźniejsze ubranie.
-Ty zwariowałaś?-popatrzyłam na nią z politowaniem.
-Po co się tak stroisz? Aaa...już kapuję. On ci się wciąż podoba.-powiedziała wywołując uśmiech na mojej twarzy.
-Nie prawda!-oburzyłam się.
-To dlaczego się tak uśmiechasz? Podoba ci się.
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Idzie Austin!
-Gdzie?
-Hahaha widzisz podoba ci się.-powiedziała i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
-Austin!-krzyknęłam i zbiegłam na dół.
-Wariatka!-krzyknęła schodząca za mną Bailey, ale ja udałam, że tego nie słyszałam. Ona od zawsze kibicowała mi i Austinowi. Nawet kiedyś wymyśliła nam nazwę. A teraz gdy rozstałam się z nim, to i tak cały czas zatruwa mi nim życie. Szczęśliwa zbiegłam szybko po schodach potykając się przy tym o własne nogi. Zanim odtworzyłam drzwi, spojrzał odruchowo w lustro. Za drzwiami stała czwórka uśmiechniętych nastolatków. Wraz z Bailey, przywitałyśmy się z nimi i wchodząc oznajmiłyśmy o tym mojej matce.
Chodziliśmy po całym mieście śmiejąc się  w niebogłosy. Odwiedziliśmy chyba wszystkie możliwe miejsca do zwiedzania w Miami.  Nie obyło się również bez robienia słynnych sweet foci. Wszystko wydawało się jak z pięknego filmu o przyjaźni, lecz było to rzeczywistością. Jedynie jedna para nie była zbytnio zadowolona z tego spotkania, a mianowicie Trish i Dez. Patricia nie odzywa się do Deza. Zresztą nie dziwię się jej. Rudy przez ostatnie parę dni unikał jej, bo w głowie zawróciła mu Navarro. Najpierw ją olał, a teraz chce wszystko naprawić. Jest taki sam jak Austin. Tylko, że ja i tak zawsze ulegnę urokowi blondyna. Bailey i Federico bardzo się polubili, więc może coś między nimi zaiskrzy. Oni byliby cudowna parą, według mnie idealnie do siebie pasują.  Te spotkanie bardzo dobrze na mnie wpłynęło. Pozwoliło mi nawet zapomnieć o moich najcięższych problemach. Jednym z nich jest Zack. Mimo że na razie go nigdzie nie spotkałam, to i tak mam wrażenie, ze on zawsze jest tuż obok mnie, że wie co robię w danym momencie. Tak jakby, przyczepił do mnie kamerkę i szykował coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Ale może to są tylko moje wymysły i może on odpuścił już sobie. Chyba, że ma stalową cierpliwość i już szykuje na mnie jakąś pułapkę.

Narrator

Szóstka szczęśliwych przyjaciół, spacerowała po jednym z najcieplejszych i najpiękniejszych miast Florydy. Mimo kłótni, które miały miejsce jeszcze dzisiejszego dnia, cieszyli się swoją obecnością i nie zamierzali marnować ani chwili. Chcieli nacieszyć się sobą zanim będą musieli wrócić do szkoły i zmierzyć się z trudną sytuacją, którą sami sobie stworzyli. Niektórzy z nich, będą musieli ukrywać swoją przyjaźń, przed pewna dwójką . Nie chcą ich okłamywać, ale nie mają wyboru skoro chcą być blisko siebie.
Tymczasem, pewna na maxa wkurzona dziewczyna dzwoniła do swojego najlepszego przyjaciela i zarazem wspólnika. Gdy tylko chłopak odebrał , ta zaraz zaczęła się po nim wydzierać.
-Ty tępaku! Chcesz doprowadzić nasz plan do kompletnej ruiny?! Myślałam, że idealnie nadajesz się do tej roboty, a tu się okazuje, że z ciebie jest jeden wielki, bezużyteczny leń!
-Czekaj, chwila. Uspokój się i wyjaśnij mi o co ci chodzi. Co znowu jest nie tak z naszym planem? Przecież jeszcze dzisiaj rano wszystko było dopięte na ostatni guzik.
-No właśnie! BYŁO! Ale już nie jest! Jak mogłeś do tego dopuścić?!
-Przestań się tak wydzierać, bo ci żyłka na czole eksploduje. Kochana, złość piękności szkodzi.
-Jak mam się przestać się wydzierać, skoro ty nie robisz zupełnie nic żeby uratować nasz plan!
-Ale  o co ci chodzi?!-zapytał już trochę poddenerwowany chłopak.
-O to, że nasza kochana parka wyszła sobie gdzieś razem, a ty ich nie upilnowałeś! Chodzą sobie po mieście, robią zdjęcia i na dodatek obściskują się na środku drogi!
-Ale jak to? 
-I ty się jeszcze pytasz?! Widocznie sama muszę wszystko załatwić, a ty się lepiej do tego nie wtrącaj! -krzyknęła już cała czerwona ze złości i rozłączając się rzuciła swym różowym telefonem o kolorowe łóżko w swoim pokoju.
___________________________________________________
Cześć moje kwiatuszki! Jak tam mijają Wam wakacje? Mi całkiem nieźle.  Wiem, że strasznie spóźniłam się z rozdziałem i bardzo za to przepraszam. Pisanie w wakacje sprawia mi bardzo duży problem. Chyba nikt nie lubi siedzieć przed komputerem, kiedy za oknem jest piękna pogoda.
Jesteście gdzieś teraz aktualnie na wakacjach? Bo ja jestem u dziadków w rodzinnym Londynie :D.
Natka =3

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 58 "Nie jestem smutna. Smutek jest specyficzną emocją, dla tych, którym zależy. A mi na nim, ani na jego posranej i niezdecydowanej miłości nie zależy."

Następny dzień
To dość dziwne, jak szybko może zmieniać się humor. Rano budzisz się uśmiechnięty, a później kładziesz się spać smutny. Cała twoja radość i szczęście może zmienić się w ułamku sekundy na strach bądź coś innego. Nie możesz nic z tym zrobić, ale najgorsze jest to, że my sami wpędzamy się w taki stan. Zastraszamy kogoś, lub ranimy ich w inny sposób. Doskonałym przykładem na to jest mój dzisiejszy dzień. Najpierw Austin, później Zack. Dlaczego ja mam takiego pecha. Ten psychopata jest zdolny do wszystkiego. Wiem, że może powinnam zgłosić to na policję, ale boję się, że on się o ty dowie.
Ostatnio odechciewa mi się żyć. Czasami nawet żałuję, że zawsze ktoś mnie uratował przed śmiercią. Może teraz żyłabym w sobie w innym miejscu, w innej rodzinie z dala od moich teraźniejszych problemów. Wiem, że to niedorzeczne, ale ja wierzę w "życie po życiu".  Wiem, że każdy ma swoją wersję tego co dzieje się po śmierci człowieka. Nie wierzę ludziom którzy twierdzą, że nie chcą wiedzieć co jest tam, po drugiej stronie. Na pewnym etapie życia każdy z nas się po cichu, lub głośno się nad tym zastanawia i w duchu ma małą nadzieję,  że w jakiś sposób to odkryje. A tak naprawdę, dowiemy się tego dopiero później. A jeśli nie ma tam nic, nie dowiemy się nigdy.
-Panno Dawson! Nad czym tak pani rozmyśla?-odezwała się moja dość  wredna nauczycielka matematyki-pani Isabella Johnson. Przez ten mój nadmiar filozoficznych myśli zapomniałam, że znajduję się właśnie w sali numer 22 i jest najgorsza lekcja na  świecie z najgorszą nauczycielką w szkole. W głowie szukałam sensownej odpowiedzi dla pani Johnson, lecz niestety nic nie wymyśliłam.
-Co, odebrano pani mowę? Czyli mam wpisać pani jedynkę za lekceważenie poleceń nauczyciela?-zapytała podnosząc brwi do góry.
-To jest nie fair! Większość uczniów olewa panią, ale tylko mi zwraca pani uwagę!
-Nie tym tonem Dawson!
-Bo co? Co mi pani zrobi?!-wrzasnęłam wstając. Ta małpa już miała coś odpowiedzieć, ale na szczęcie zadzwonił dzwonek.
-Allyson zostaniesz po lekcji.-powiedziała już trochę spokojniej.
-Co znowu pani chce?-zapytałam z niechęcią.
-Poprawy twojego zachowania. Dlaczego jesteś taka wredna dla mnie i dla innych nauczycieli?-zapytała lekko się uśmiechając.
-Przepraszam po prostu miałam dzisiaj gorszy dzień.
-Dziwne. Bo według mnie ty zawsze masz gorszy dzień. Co się dzieję?
-Chyba nie muszę się pani zwierzać? Przecież mam od tego przyjaciół. Nie uważa pani?-zapytałam z ironią.
-Ja po prostu chcę ci pomóc.
-Dziękuję za chęci, ale ja nie potrzebuję pomocy. Do widzenia.-powiedziałam wychodząc. Jeszcze tego brakowało, żebym ja musiała zwierzać się jakiejś obcej babie. Co ona sobie kurde myśli?
Po skończonym szkolnym dniu udałam się wraz z Bailey i Trish do domu. Mimo że nie wracałam sama, to bałam się, że Zack w każdej chwili może do mnie podejść. Czułam jakby ktoś nas śledził. Przez to teraz boję się wyjść z domu sama. Chciałabym mieć jakiegoś ochroniarza.
-Ally nad czym tak myślisz? Cały czas jesteś nieobecna. Gadamy do ciebie, a ty nic. Zakochałaś się czy co? A może znowu myślisz o Austinie?- zapytała Bailey.
-Co? Nie. Po prostu pewna sprawa nie daje mi spokoju.-powiedziałam cicho, unikając wzroku przyjaciółek.
-A co to za sprawa?-zapytały.
-A taka jedna, nieważna.
-Dlaczego nam nie powiesz?-zapytała Bailey.
-A czy ty mówisz nam wszystko?! Chyba mogę mieć jakieś tajemnice, bo ty też masz. Ile razy ja z Trish pytałyśmy się o twoje życie miłosne? Ty za każdym razem zmieniałaś temat.-powiedziałam już trochę podenerwowana. Bailey słysząc moje słowa trochę posmutniała.
-Ally, nie mówiłam wam o tym, bo może za każdym razem kiedy do tego wracałam chciało mi się płakać? Ty nie wiesz jak to wspomnienie bardzo boli. Ale skoro tak naciskasz, to ci powiem. Dwa lata temu, kiedy miałam 14 lat pojechałam na wakacje do Los Angeles. Tam spotkałam chłopaka, blondyna o niebieskich oczach. To był mój ideał. Rezem spędziliśmy tam niecałe 2 miesiące. Wszystko wydawało się piękne, aż do pewnej nocy, kiedy to siedzieliśmy na plaży przy ognisku. Była piękna atmosfera. On śpiewał i grał na gitarze, a ja z miłością wpatrywałam się w jego błękitne oczy. W pewnym momencie powiedział, że musi iść się załatwić, a ja nic nie świadoma tego co zaraz się stanie, zostałam przy ognisku. Wpatrywałam się w ogień, aż poczułam czyjeś wielkie łapska na mojej twarzy. To był jakiś 30 letni facet. Zaciągnął mnie w jakieś wilgotne miejsce i...-tu Bailey urwała. Z każdym kolejnym słowem coraz ciężej oddychała. Z jej oczu lał się potok łez, a mnie dręczyło sumienie. To przeze mnie ona rozdrapuje swoje stare blizny.
-Bailey jak chcesz, to nie musisz mówić dalej.-powiedziałam załamana, ale ona zignorowała moje słowa i kontynuowała.
-...i zgwałcił mnie. Gdy skończył zostawił mnie tam samą. Leżałam tam przez całą noc. Dopiero rano udało mi się wrócić do domu. Cały czas od tamtego czasu bolał mnie brzuch i wymiotowałam. Moja mama wiedziała o tym co mi się stało, lecz nie zawiadomiła policji, bo wiedziała, że oni tylko pogorszą sprawę. Ona sama została kiedyś zgwałcona, dowodem na to jestem ja. Postanowiłam zrobić test ciążowy i on wyszedł pozytywnie. Powiedziałam o tym mojemu chłopakowi, a on wyzwał mnie od dziwek i mnie zostawił.
-A co z ciążą? Przecież byłaś w ciąży?-zapytała Patricia.
-No waśnie. Byłam. Tydzień po tym jak mój blondyn ze mną zerwał, przewróciłam się na śliskich schodach. Rozbiłam przy tym głowę i trafiłam do szpitala. Tam dowiedziałam się, że poroniłam.-powiedziała i rozpłakała się na dobre.
-Jejku Bailey, kochanie, ja cię tak bardzo przepraszam. Nie wiedziałam, że to taka drastyczna sprawa. Nie powinnam była pytać. -powiedziałam przytulając się do niej.
-Nie. Ja ci teraz muszę podziękować, bo dzięki tobie już to mnie tak bardzo nie boli, bo mogłam się otworzyć i nie trzymać tego więcej w sobie.-powiedziała ocierając swoje łzy.
-A co z tym chłopakiem?-zapytała Trish.
-Zniknął. Dosłownie rozpłyną się w powietrzu. Wyjechał i już nigdy nie wrócił. Nie spotkałam go do teraz i już chyba nigdy nie spotkam. Ale to w sumie dobrze, bo dowiedziałam się o tym jaki on naprawdę jest.
-To świnia z niego. Jak można porzucić tak wspaniałą dziewczynę? Pewnie żałuje tego do teraz.-powiedziałam nie wypuszczając szatynki z moich objęć.
-No to Ally, teraz twoja kolej. Co to za sprawa?-powiedziała po chwili. "Shit! Teraz na pewno będę musiała im powiedzieć"-pomyślałam i skierowałam mój słodki uśmieszek w stronę przyjaciółek.
-Ten twój uśmieszek na nas nie działa. My nie jesteśmy Austinem.-powiedziała Trish, a ja popatrzyłam na nią jak "spod byka". 
-Zakochałam się.-powiedziałam pierwsze co mi przyszło na myśl, a oczy moich psiapsiółek przypominały 10x powiększoną literę "O".
-W kim?!-wrzasnęły zaskoczone.
-Em...ee... w...Leonie!-powiedziałam widząc podchodzącego do nas Leosia.
-Co ja?-zapytał.
-A nic gadałyśmy jak to my cię bardzo lubimy.-powiedziała Bailey patrząc na mnie.
-Dobraaa, załóżmy, że wam wierzę. Ally pójdziesz ze mną na lody?-zapytał, a dziewczyny zrobiły bezgłośne "uuuu".
-Em...jasne, czemu nie? Tylko pójdę odnieś plecak. Ok?
-Ok. Odprowadzę cię i daj, poniosę ci plecak.- powiedział zdejmując mój tornister. Z niego to po prostu dżentelmen pierwsza klasa! Widziałam szczery uśmiech w oczach przyjaciółek. Oj gdyby one wiedziały jaka jest prawda...pewnie by mnie zatłukły za okłamywanie.
Tak jak powiedziałam Leosiowi zaraz po odniesieniu plecaka poszłam z nim na lody. Przez całą drogę śmialiśmy się, dogadywaliśmy sobie i popychaliśmy się. Przechodnie patrzyli na nas tak jakbyśmy mieli trzecią rękę wyrastającą z głowy, ale my nie zwracaliśmy na nich uwagi. Po zakupieniu lodów była jeszcze większa zabawa. Paćkaliśmy się swoimi lodami jak dzieci specjalnej troski.
-Ally! Jak ty jesz tego loda? Cała się upaćkałaś!-powiedział wskazując miejsce zabrudzenia.
-A ty nie jesteś wcale lepszy.-powiedziałam próbując znaleźć truskawkowo-miętowe ślady, ale jak na złość nie umiałam w nie trafić.
-Oj pokaż to ty ciamajdo.-powiedział z politowaniem i wytarł jogurt znajdujący się na mojej twarzy, patrząc mi przy tym w oczy. W pewnym momencie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Znajdowaliśmy się w tak zwanej "zakazanej strefie dla przyjaciół". Już miało dojść do pocałunku, ale na szczęcie opamiętałam się w porę.
-Sorry, ale ja nie mogę. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. A poza tym niedawno zerwałam z chłopakiem.
-Nie, to ja przepraszam. Poniosło mnie.-powiedział spuszczając wzrok na podłogę. Nastała bardzo niezręczna chwila. Trwała ona dosłownie sekundę, bo ja, genialna Allyson Dawson wpadłam na wyśmienity pomysł.
-Leon, kto pierwszy dotknie tego drzewa co stoi obok fontanny?-zapytałam uciekając.
-Na pewno nie ty!-odkrzyknął i zaczął mnie gonić. Muszę przyznać, że ostatnio wyszłam z formy, bo Leoś prawie mnie dogonił, albo to on w końcu poprawił swoją mierną kondycję.
-No stary, chyba przez te lata spędzone w Argentynie, nauczyłeś się biegać.-powiedziałam klepiąc go po ramieniu, a on uśmiechnął się szczerze.
-Idziemy na plaże? Dawno nie byłem na Miami Beatch.
-Ok. W sumie, to ja też tam dawno nie byłam.-powiedziałam łapiąc go za rękę i prowadząc w stronę plaży. Już po parunastu minutach znaleźliśmy się na bardzo zaludnionej plaży. Spacerowaliśmy po brzegu rozmawiając o przeróżnych rzeczach. Śmialiśmy się wniebogłosy i co chwile chlapaliśmy się wodą. Słońce grzało niesamowicie, a ja miałam ochotę się rozebrać i wskoczyć do wody.
-Ale mi się chce pić. Idziemy się czegoś napić?-zapytał Leo.
-Jasne, chodź.-powiedziałam zadowolona. Gdy doszliśmy do budki, to już nie byłam taka zadowolona bo stała tam Viola z Austinem. Gdy mnie tylko zobaczyła, to od razu wpiła się w usta blondyna, a on to odwzajemnił. Poczułam się wtedy zdradzona, chociaż sama nie wiem dlaczego. Leon spojrzał na mnie przestraszony, bo wbiłam pazury w jego ramię.
-Ally, uspokój się proszę, bo zaraz zostanę bez ramienia.-powiedział, a ja się opamiętałam.
-Sorki, ale ja nie wytrzymam. Trzymaj mnie lepiej, bo zaraz podrapie jej tą śliczną buźkę.-krzyknęłam gotowa do ataku.
-Może jednak zrezygnujemy z tego picia.-powiedział kierując mnie w stronę wyjścia z plaży.
Szliśmy w milczeniu. Już nie było nam tak wesoło ja przedtem. Dlaczego nie mogę przejść obok Austina obojętnie? Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć, tak ja o moich pozostałych byłych? Niektórzy mówią, że nie można uleczyć się z miłości która przyszła nagle i, że ona pozostaje na wieki. Czyżby to była ta miłość? Nie. Na pewno nie. Po tym co mi powiedział nie widzę już dla nas przyszłości.
-Jesteś smutna?-spytał po chwili Leon.
-Nie.
-Przecież widzę.
-Nie jestem smutna. Smutek jest specyficzną emocją, dla tych, którym zależy. A mi na nim, ani na jego posranej i niezdecydowanej miłości nie zależy.-powiedziałam ozięble.
-Czyli z Austinem skończyłaś już na 100%?
-Tak.
-To dobrze.
-Dlaczego?
-Bo to mi na tobie zależy, a nie jemu.-powiedział, po czym nastała chwila ciszy.
-Leon ja...
-Wiem. Jesteś tylko moją przyjaciółką, ale wierzę, że to się kiedyś zmieni, a teraz nie będę na ciebie naciskał. Sama zdecydujesz z kim chcesz być.-powiedział.
-Dziękuję ci, że zawsze mnie wspierasz, ale ja jeszcze nie jestem gotowa na nowy związek.-powiedziałam gdy doszliśmy pod mój dom.
-Czyli nie przekreślasz możliwości bycia ze mną?-zapytał z nadzieją.
-No...nie. Pamiętaj, że to ty będziesz osobą z którą będę chciała być jak już unormuję moje dziwne uczucie związane z Moonem. Będę chciała być tylko z tobą, bo do niego nie mam już zaufania. Pa.-powiedziałam całując go w policzek i weszłam do domu. Wiem, że może źle zrobiłam dając mu nadzieję nie będąc w 100% pewna tego co mówię, ale ja po prostu nie chciałam mu złamać serca, bo serce ma tylko jedno.
 
Narrator
 
Załamana Ally siedziała właśnie w swoim pokoju wraz ze swoją przyjaciółką i odpowiadała jej na wszystkie męczące i dziwne pytania dotyczące jej dzisiejszego spotkania, a tymczasem pewien brunet o ciemnych oczach rozmawiał przez telefon ze swoją najlepszą przyjaciółką.
-Tak. W końcu połknęła haczyk. Mogę ci przysiąc, że za parę dni będziemy parą.
-Jesteś tego pewien?
-Tak. Dzisiaj się go wyrzekła. Nasz plan dotyczący rozwalenia szczęśliwej parki zaczyna się rozwijać droga koleżanko.
-To dobrze. Jesteś najlepszy.
_______________________________________________________________________________
Cześć misiaczki!
Jeszcze nigdy nie namęczyłam się tak pisząc rozdział, a to dlatego, że piszę z telefonu, bo od wczoraj jestem na Malediwach i raczej nie wypada spędzać całego dnia w domku ze szklaną podłogą i to jeszcze na laptopie :D
Dzisiaj wpadłam na wspaniałego bloga, o całkowicie oryginalnej fabule. Serdecznie zachęcam do zajrzenia na niego, bo blog jak i autorka zasługują na to.
 
 
 
Natka =3